Z Piotrem Kamińskim, Nadleśniczym Nadleśnictwa Kartuzy rozmawiał Dariusz Tryzna, redaktor naczelny.
Początek tego roku to wywołała przez ekologów dyskusja społeczna na temat ograniczeń w wycince drewna. Stąd prośba do Pana, aby w jak najprostszy sposób przedstawić naszym czytelnikom, co to jest ta gospodarka leśna, jak to wygląda z pozyskiwaniem drewna?
Najprostszym zobrazowaniem osobie niezwiązanej z leśnictwem na co dzień czym jest gospodarka leśna jest użycie porównania: kiedy odnawiamy jeden hektar drzewostanu sosnowego, to sadzimy na tej powierzchni 10 tys. sadzonek. Jedną na metr kwadratowy. W trakcie wzrostu drzewa przybierają na rozmiarach, potrzebują więcej przestrzeni. Po około 100 latach w lesie sosnowym na tej działce powinno zostać 400-500 drzew.
Przez ten czas 9,5 tys. drzew trzeba usunąć. My leśnicy mamy wiedzę, jak danym gatunkom drzew w tym wzroście pomagać, przy okazji wykorzystując ich właściwości do pożytku, który pobieramy.
Czyli Waszą rzeczą jest, żeby z tych 9,5 tys. jak najwięcej ściąć i pozyskać?
Tak i to jest wykorzystywanie naturalnego procesu i jednocześnie pobieranie pełnego użytku. Jest kwestią dyskusyjną, na jakim tempie i w jakim procencie mamy pobierać. Wiem, że w tej chwili dyskusja z przewodnikami jest bardzo szeroka i otwarta, więc jesteśmy gotowi do tego by rozmawiać na ten temat. Jesteśmy otwarci, ale liczymy na to, że to będzie jednak dyskusja i osiągnięty jakiś wspólny kompromis.
Pamiętam, że kiedyś wycinało się tylko i wyłącznie zimą. Dzisiaj wszyscy mogą zaobserwować, że tnie się przez cały rok.
Spróbuję wyjaśnić, dlaczego tak jest, z czym jest to związane. Działamy zgodnie z rozporządzeniem ministra o dobrych praktykach leśnych i ustawą o ochronie przyrody. Mamy obowiązek przed wejściem do lasu Zakładu Usług Leśnych, przejrzeć cały drzewostan, zidentyfikować miejsca z dziuplami i z gniazdami nadrzewnymi, zaznaczyć je i wskazać wykonawcy, aby tych drzew nie wyciął. Nie jest to tak, że wchodzi ZUL do lasu i tnie jak popadnie.
Dlaczego musimy ciąć przez cały rok? Ponieważ odbiorcy drewna tego od nas wymagają. Tartaki i przemysł meblarski potrzebuje ciągłych dostaw tego surowców. Nie ma możliwości utrzymania procesu produkcji z takim półrocznym przestojem jak to było kiedyś. Kiedyś realizacji gospodarki leśnej była warunkowa brakiem możliwości technicznej pozyskania. Pilarzami byli najczęściej rolnicy, którzy i latem pracowali na swojej ziemi, a zimą zajmowali się wycinką, ponieważ wtedy mieli do dyspozycji konie. Pokrywa śnieżna dawała większy poślizg i praca była łatwiejsza.
Dziś mamy ciągniki i specjalistyczne maszyny – harwestery.
Możemy się zżymać i mówić o tym, że potwór pracuje w lesie, bo rzeczywiście może odpalić światła i nawet w nocy ścinać. Jest to jednak najbezpieczniejsza forma pozyskiwania drewna, ponieważ zawód pilarza jest bardzo niebezpieczny.
Maszyny te nie jeżdżą tak sobie po lesie, tylko poruszają się po konkretnych szlakach technologicznych, tzw. zrywkowych. Są one oddalone od siebie o 25 m. W przestrzeni między nimi wykorzystuje się żuraw, który sięga po konkretne drzewo, ścina, przesuwa i okrzesuje. Przestrzeń pomiędzy nimi jest nieruszona. Jest to kompromis pomiędzy wykorzystywaniem technologii, bezpieczeństwem i wydajnością.
Ci, którzy bywają w lasach częściej mogą spotkać się z przestrzeniami, na których wycięte zostały drzewa, a później w tym miejscu sadzony jest młody las. Jak Pan to wytłumaczy?
Natrafili oni na tzw. gniazda (powierzchnię ok 0.3 ha) lub ostatni z etapów procesu wymiany pokoleń w lesie, czyli cięcia odsłaniające i uprzątające. Tam gdzie naturalnie nie pojawiły się właściwe gatunki drzew sadzimy je, by las był bardziej odporny na zmiany w przyszłości. Dziś sadzimy przede wszystkim gatunki liściaste jak buk dąb czy jawor w miejscach żyźniejszych, a na uboższych sosnę.
Z założenia w polskim leśnictwie nigdy nie eksperymentowano. Natomiast na tych terenach leśnicy niemieccy 100 lat temu próbowali to robić, wprowadzając jodłę, żywotnika, daglezję, czy inne gatunki. Z reguły z dobrym skutkiem, bo gatunki te nie weszły w ekspansywną i niebezpieczną formę. Jeżeli chodzi o daglezję, to muszę przyznać, że w lasach naszego nadleśnictwa, czy na terenie Regionalnej Dyrekcji Gdańskiej bardziej potężnych drzew się nie znajdzie. Jest to gatunek obcy, ale w moim przeświadczeniu dobrze zaadaptowany. Jak miałem okazję robić pomiary drzew to najwyższe, na które się natknąłem, miało wysokość ponad 45 m i była to daglezja.
Dla przypomnienia, to właśnie z niej została wycięta swego czasu najdłuższa deska świata, znajdująca w Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku.
Czy również teraz staracie się sadzić daglezje?
Duża część Nadleśnictwa Kartuzy jest objęta różnymi formami ochrony. Są obszary Natura 2000, rezerwaty, czy Kaszubski Park Krajobrazowy. Obowiązują w nich przepisy dotyczące nasadzeń, które zabraniają wprowadzania gatunków nienaturalnych.
Natomiast na tych terenach, które nie są objęte formą ochrony, sadzimy daglezje, ale w ograniczonym zakresie. Służy to kontynuowaniu tego eksperymentu zapoczątkowanego ponad 100 lat temu. Również staramy się popierać odnowienia naturalne daglezji.
Czy sadzicie świerki i co się dzieje ze świerkami, które kiedyś majestatycznie wystawały ponad korony innych drzew?
Zmiany klimatu, które obecnie zauważamy, najszybciej odbiły się na kondycji świerków. Generalnie większość uczonych twierdzi, że został on wprowadzony na naszym terenie sztucznie, a to co się dzieje, dodatkowo uderza w ten gatunek i zaczyna on wędrować na północ. Świerk korzysta głównie z wody opadowej. Gdy jest jej mało, zaczyna on tracić na żywotności, jego korzenie zaczynają obumierać i ostatecznie przewraca się przy większym wietrze. Do tego dochodzi kornik i mamy komplet przyczyn, które powodują, że drzewo to z naszych lasów znika.
My staramy się usuwać te drzewa, aby nie dać się kornikowi rozmnożyć. To proces zastępowania świerka innymi gatunki. Na pewno alternatywą jest daglezja, tam gdzie można i jodła.
Proszę nam powiedzieć, jak laikowi, jak odróżnić świerk od jodły?
To sprawa prosta. Świerk nie ma od spodniej strony igły dwóch woskowych pasków. A najlepszym sposobem rozróżnienia jest wzięcie jednej igły do ręki, spojrzenia pod światło i jeżeli igła będzie miała takie delikatne wcięcie, to będzie jodła. Jeżeli będzie miała jeden czubek, to będzie świerk. Taka jest różnica.
Chciałbym, abyśmy teraz „weszli w nasze lasy”, te wokół Kartuz. Okolice miasta to ciągle inwestycje. Najpierw kolej, teraz obwodnica. Ile hektarów lasu oddaliście na te cel? Słyszy się od władz miasta i powiatu, że Lasy Państwowe są przychylne rozwojowi infrastruktury.
Nie odmawiamy. Ja mam świadomość tego, że Kartuzy, czy w ogóle tereny wiejskie mają to do siebie, że wymagają tego, by ludziom żyło lepiej. Stąd inwestycje infrastrukturalne są bardzo potrzebne. Często z racji naszej lokalizacji nie ma innej możliwości poprowadzenia drogi, ścieżki rowerowej, linii elektrycznej, czy torów kolejowych.
To wszystko oczywiście musi mieć umiar i uzgodnienia. Chodzi o to, aby te działania akceptowane były przez ogół.
Nie będziemy w tej rozbudowie infrastruktury robić problemów. Mamy też swoją politykę. Z jednej strony oddajemy grunty pod inwestycje, ale z drugiej staramy się nabywać inne grunty pod zalesienia albo tereny już zalesione. My mamy możliwość kupować po prostu, czy to lasy prywatne czy grunty pod zalesienia, które mają takie przeznaczenie.
A miałby Pan jakąś statystykę, żeby pokazać, czy rzeczywiście w ostatnim czasie Nadleśnictwo Kartuzy coś nabyło?
Tylko w ciągu krótkiego czasu od objęcia przeze mnie stanowiska udało nam się kupić ponad 2 hektary lasów. Jest też dobra perspektywa. Czeka kolejne 11 hektarów w kolejce do zakupu. Z drugiej musieliśmy oddać pod tą łącznicę PKP i obwodnicę, która będzie realizowana, kilkanaście hektarów lasu.
Obecnie czekamy, aby usunąć z tego terenu drzewa. W tej chwili jest okres lęgowy ptaków i nie można tego zrobić. Myślę, że we wrześniu, w październiku wejdziemy, żeby to zacząć robić.
Dziękuję za rozmowę.