Z Romanem Dawidowskim prezesem Banku Spółdzielczego w Sierakowicach rozmawiał Dariusz Tryzna.
W zeszłym roku bank obchodził 125-lecie swojej działalności. Jaka jest dzisiaj jego pozycja na rynku bankowości spółdzielczej?
Nasz bank jest członkiem Spółdzielczej Grupy Bankowej utworzonej przez Bank Wielkopolski, w której zrzeszone są 174 banki. To nie jedyna grupa spółdzielcza w kraju, ale jedna z największych. Bank Spółdzielczy w Sierakowicach według sumy bilansowej jest na 35-40 miejscu w grupie.
Na dzień dzisiejszy nasza sytuacja jest bardzo dobra. Mamy taką sumę bilansową i takie dochody, że zarabiamy na siebie i zwiększamy kapitał. Mamy naprawdę duże nadwyżki finansowe. Około 30% z nich pracuje jako kredyty, a resztę lokujemy w innych bankach, aby dalej pracowały. Oczywiście wolelibyśmy, aby ta kwota, która jest w kredytach, była większa, bo wtedy byśmy jeszcze lepiej zarabiali i nasza pozycja byłaby silniejsza, ale stagnacja w inwestycjach powoduje, że tak nie jest.
Mimo tej dobrej sytuacji musimy mocno konkurować na rynku usług bankowych. Ostatnio braliśmy udział w dwóch przetargach dla samorządów. Jeden wygraliśmy, a drugi niestety przegraliśmy, gdyż nasza propozycja była tylko o 0,03% większa od konkurencji. Okazało się, że do tego przetargu na obsługę małej gminy stanęło pięć banków: nasz i jeszcze cztery komercyjne. To nie jedyna rzecz, która ma wpływ na pozycje banku.
Co w takim razie dziś zaprząta głowę prezesa Banku Spółdzielczego w Sierakowicach? Oczywiście pytam o sprawy zawodowe.
Dziś zarządzający bankami w Polsce na pewno myślą jak na ich kondycję finansową wpłynie nowy podatek, tzw. „solidarnościowy”, którymi banki zostały obciążone przez państwo. Co ciekawe z całego obszaru działalności gospodarczej nałożono go tylko na banki. Może dlatego, że mają bardzo dobre wyniki. Choć mówi się, że te pieniądze pójdą na obronność. Cel słuszny, ale niestety spowoduje to dla nas większe obciążenia. Te dotychczasowe opłaty i te nowe spowodują, że ich skala prawie się podwaja.
Do tego spadają stopy procentowe, więc oszczędzanie dla naszych klientów staje się coraz mniej opłacalne. Co prawda Rada Polityki Pieniężnej obniża te stopy bardzo powoli, ale już to zrobiła cztery razy. My jako bank zareagowaliśmy raz.
Dobrze byłoby, aby państwo w końcu uregulowało sytuację prawną naszych udziałowców. Mówię o podwójnym opodatkowaniu, bo od nadwyżek naszych my płacimy podatek dochodowy, a oni dodatkowo płacą podatek od dywidendy. Podsumowując – jak chcemy wypłacić naszym udziałowcom dywidendy, to te pieniądze są dwa razy opodatkowane.
Do tego jest duża doza niepewności odnośnie tego jak klient zachowa się przy zmianie wskaźnika WIBOR, które nas wkrótce czeka.
Panie prezesie zatrzymajmy się przy tym, czy może nam Pan szerzej powiedzieć o tych zmianach? Bo to sprawa, która dotyczy chyba każdego z nas, bo wszyscy jesteśmy klientami jakichś banków.
WIBOR to wskaźnik referencyjnej stopy procentowej dla polskiego rynku międzybankowego, który odzwierciedla oprocentowanie, po jakim banki pożyczają sobie nawzajem pieniądze. O jego wielkości decyduje Rada Polityki Pieniężnej. Jego era kończy się.
Od przyszłego roku w bankach wprowadzony zostanie wskaźnik o nowej nazwie POLSTR. To wskaźnik referencyjny, który opiera się na rzeczywistych transakcjach – jednodniowych depozytach niezabezpieczonych, zawartych pomiędzy największymi krajowymi instytucjami kredytowymi a instytucjami kredytowymi i finansowymi.
Zapowiadano, że ten nowy miał być niższy, ale w tej chwili ich wielkości się właściwie wyrównały.
WIBOR był znany w całej Europie. W tej chwili namnożyło się wiele firm prawniczych, które wykorzystując nieznajomość prawa, oferują klientom zyski z tytułu anulowania WIBORu jako złej podstawy naliczania odsetek od kredytu. Ale to nieprawda, bo wyrok Sądu Europejskiego potwierdził, że był on prawidłowo kalkulowany i jest on prawnie uzasadniony.
My ten nowy wskaźnik wprowadzamy w 2027 r., ale w roku następnym będziemy już częściowo na niego przechodzić.
Dla nas to będzie bardzo duża operacja i mamy nadzieję, że poradzimy temu wyzwaniu. Dla tych, którzy nie wyrażą zgody na przejście na POLSTR, będzie okres przejściowy.
Wiadomo, że wojna na Ukrainie i związane z nią napięcie w Europie powoduje, że nie jest to dobry czas na rozwój gospodarki. Czy zauważa to Pan również w swojej firmie?
Oczywiście. Tak jak już na samym początku zauważyłem, tylko 30% naszej nadwyżki pracuje w kredytach. A chcielibyśmy, żeby ta kwota była większa. Nie chcemy ryzykować, żeby wyprowadzać środki dalej do innych banków. Tradycją banków spółdzielczych jest to, że działają dla lokalnej przedsiębiorczości.
Ta niepewna sytuacja polityczna w Polsce i Europie oddziałuje negatywnie na gospodarkę. Niestety mało firm chce dziś inwestować.
Na pewno byłoby ich więcej gdyby zostały szerzej uruchomione środki z KPO. Byłoby też dobrze, aby zasady ich pozyskania były podobne jak w krajach starej Unii. W Polsce jest tak, że firma najpierw musi wykonać zadanie, później je rozliczyć i dopiero my przekazujemy otrzymany grant ze środków unijnych, a np. we Włoszech te działania zachodzą równocześnie.
Od wielu lat waszymi klientami byli rolnicy, jak to wygląda na dzień dzisiejszy?
Dziś rolnicy stawiają bardziej na samowystarczalność. Z kredytów korzystają wtedy kiedy rząd uruchamia dla nich jakąś niżej oprocentowaną pomoc finansową. Tylko tu jest jeden problem – nasza grupa bankowa została wybrana do obsługi jednej takiej oferty. Na określony nisko oprocentowany kredyt dla rolników nasza grupa bankowa otrzymała 135 mln zł. Wie Pan na ile tych środków starczyło? Na 20 sekund. Tyle było wniosków. Okazuje się, że potrzeby są dziesięć razy większe. Rolnicy przychodzą do nas, pytają o to, a my rozkładamy ręce.
Druga rzecz, że osób prowadzących działalność rolniczą jest coraz mniej. Dziś właściwie naszym klientem są firmy, które powstały na bazie kiedyś prowadzonej indywidualnej działalności rolniczej.
Panie prezesie, jakie wyzwania w takim razie stoją przed wami?
Największa z nich to zapewnieni bezpieczeństwa w bankowości elektronicznej. Coraz częściej banki są atakowane przez hakerów i trzeba zrobić wszystko, aby to uniemożliwić. Banki ponoszą niemałe nakłady, aby to zrobić.
Kolejna kwestia to bankomaty. My działamy na terenach wiejskich, gdzie bankomaty się „zwija”, ponieważ dziś ich opłacalność znacznie spada, a wręcz dopłacamy do ich działalności. Wszystko przez rozwój bankowości mobilnej, ale np. w takich miejscowościach jak Linia, Sulęczyno, czy Chmielno – nasz bankomat jest jedynym, więc tu mamy dylemat co z tym zrobić.
Poza tym w ostatnim czasie spore nakłady poświęciliśmy na odnowienie naszych placówek. W ubiegłym roku otworzyliśmy w nowej odsłonie filie w Sulęczynie. Niedawno w końcu października oficjalnie otwarta została po dużej modernizacji wewnątrz filia w Chmielnie. Wcześniej tak samo było z naszą placówką w Linii.
Modernizujemy, aby po pierwsze poprawić warunki obsługi klientów i polepszyć warunki pracy pracownikom. Duży nacisk kładziemy też na zapewnienie im lepszego bezpieczeństwa.
Panie prezesie, czy w minionym roku te działania kierownictwa banku, o których tu, m.in. rozmawialiśmy, zostały w jakiś sposób zauważone, dostrzeżone.
Moim osobistym sukcesem jest otrzymanie na jubileuszu 30-lecia Banku Wielkopolskiego z Grupą Bankową Złotą Odznakę za zasługi dla tego zrzeszenia. Ja to traktuje jako wyróżnienie dla mnie, ale też dla naszego banku. Jest on dobrze zakorzeniony w Spółdzielczej Grupie Bankowej i osiąga świetne wyniki z tej współpracy.
Dziękuję za rozmowę.




