Inne

Opowieść wigilijna. Nie dla każdego przeznaczony jest złoty tron

Pod koniec XVIII wieku w jednej z pomorskich wiosek mieszkała bardzo bogata kobieta, właścicielka ogromnego majątku. Składały się na to wielkie latyfundia, nowoczesne, murowane zabudowania w których hodowała setki krów, świń, owiec i drobiu. Posiadała też tartak, mleczarnię i wytwórnię serów. Zatrudniała trzystu wyrobników i robotników, których nie tylko osobiście nie znała, ale i marnie wynagradzała. Ci którzy pracowali dla niej, nie mieli nigdy zaszczytu dostąpić osobistego spotkania z nią, ani tym bardziej rozmowy. Zarządzaniem zajmowali się ekonomowie i rządcy, którym wydawała polecenia i nakazywała pilnowania robotników.

Majętna niewiasta sama pochłonięta była wieloma zbytecznymi zajęciami, plotkowaniem, szydzeniem z okolicznej ludności, kupowaniem odpustów i przychylności plebana, szantażowaniem urzędników gminnych i rajców. Nie żałowała srebrnych monet tam gdzie wydawało się, że pomogą utrzymać jej stan posiadania i pozycję społeczną. W kościele miała wydzieloną, oddzielną kwaterę w pierwszym rzędzie i z politowaniem oraz wyższością patrzyła na pobożny lud, tłoczący się w dalszych rzędach i na tyłach świątyni. Fundowała witraże, lichtarze i obrazy dla kościoła, myśląc, że tak kupi sobie przychylność Stwórcy.

Pewnego dnia zmarł w jej majątku owczarz, który przez ostatnie 50 lat zajmował się dbaniem o jej owce. Całymi dniami je wypasał, doglądał, dbając o ich dobrostan. Często spał wraz z nimi w owczarni albo na łąkach, gdzie spędzał po kilka tygodni o chlebie i wodzie. Nigdy na nic się nie skarżył, zawsze gotowy do pracy od pierwszych porannych promyków słońca. Zarobione, marne pieniądze w całości przeznaczał dla swoich córek, by mogły kształcić się w województwie i mieć lepszy los niż on sam. W miarę możliwości pomagał też innym, dziękując Bogu za to co ma i za każdy dzień jaki szczęśliwie przeżył.

– Nie ma powodu do zmartwienia, to niewielka strata. To przecież tylko owczarz, na jego miejsce znajdziemy zaraz wielu innych – rzekła bogata kobieta do swoich rządców. Idźcie do wsi i przyprowadźcie mi nowego owczarza – dodała.

– A co z tym co zmarł – zapytał nieśmiało nadzorca? Trzeba go jakoś pochować, jego żona już dawno zmarła, dzieci uczą się daleko i jakoś to trzeba rozwiązać – kontynuował. Poza tym jego córki były przez niego utrzymywane i to on płacił czesne za ich naukę w Gdańskim Gimnazjum Akademickim – mówił. Za pogrzeb plebanowi należy się datek, trzeba opłacić grabarza, no i co z dalszą nauką jego córek – pytał nadzorca?

– A co mnie obchodzą jakieś dziewki – parsknęła z pogardą bogaczka? W głowach im się przewraca i nauki im się zachciało. I tak skończą u mnie jako świniopasy, a w najlepszym przypadku jako pomywaczki, więc po co im to całe kształcenie? Pochowajcie starego na mój koszt a dziewoje niech odpracują u mnie te koszty przy świniach. Jak nie będą chciały odpracować pogrzebu starego dziada, zakopcie truchło w lesie – odparła pogardliwie arogancka krezuska.

Jak co dzień wieczorem bogata możnowładczyni, otoczona wianuszkiem służących położyła się spać. Kiedy jednak drzwi sypialni za nią się zamknęły i została sama, poczuła się nieswojo. Zimne dreszcze ogarnęły jej ciało, do rozbolałej głowy napływały tysiące splątanych bezładnie myśli i jakby tego było mało, za oknem rozpętała się burza. Bogaczka zasnęła w końcu jakoś, jednak ciągle jej się zdawało, że bardziej śni na jawie niż rzeczywiście znajduje się w objęciach Morfeusza. Zanim obudziła się w środku nocy, przeżyła przejmujący i poruszający jej sumienie sen. Śniło jej się, że leży w świerkowej trumnie bez oznak życia. Widziała z góry swoją siwą już głowę, duży nos, kamienną twarz i sine usta. Na twarzy wyrzeźbiony przez życie grymas pogardy, pretensjonalności i wyższości.

Ciągle śniąc, w pewnym momencie podniosła się z trumny i pewnym krokiem, arogancko próbowała wkroczyć do Nieba. Tuż przed wysoką bramą niebios spotkała jednak aniołów, którzy zatrzymali ją, przeprowadzili przez bramę i zaraz za nią kazali czekać na wezwanie. Czekając na dalszy rozwój wypadków, bogaczka z Pomorza zauważyła nieopodal innych aniołów, którzy zajęci byli misternym przygotowywaniem złotego tronu.

– To pewnie dla mnie, bo któż inny jak nie ja, zasługuje na takie zaszczyty – pomyślała we śnie. Bez zaproszenia skierowała swoje kroki ku złotemu tronowi, weszła na pierwszy stopień, lecz natychmiast została zatrzymana przez aniołów.

– Dokąd idziesz niewiasto, czyż nie miałaś czekać przy bramie na wezwanie – zapytał jeden z aniołów?

– Miałam czekać, ale postanowiłam zaoszczędzić wam obowiązków i pragnę już teraz usiąść na miejscu które przygotowujecie przecież dla mnie – powiedziała.

– Ten złoty tron nie jest dla ciebie. Przygotowujemy go dla owczarza który zmarł wczoraj w twoim folwarku – odparł anioł.

Wzburzona kobieta surowym wzrokiem zmierzyła anioła, jednak po chwili złagodniała, pytając:

– Czyli dla mnie przygotowujecie jeszcze piękniejszy i bardziej okazały złoty tron, czyż tak?

– Ani ten, ani żaden inny złoty tron nie jest przeznaczony dla ciebie, nieszczęsna kobieto – wytłumaczył anioł.

– Rozum straciłeś aniele – zapytała z niedowierzaniem bogaczka? To owczarz ma zająć złoty tron? Czegóż on dokonał pożytecznego w życiu, że chcecie go posadzić na złotym tronie. Jeżeli on ma zająć złoty tron, to gdzie jest miejsce dla mnie – pytała z niedowierzaniem?

– On przez ostatnie 50 lat sumiennie i wiernie wykonywał u ciebie swoją ciężką pracę. Przez 40 lat dzielił się strawą z niewidomym wyplataczem koszy wiklinowych, z miłością wychowywał swoje córki, niczego im nie szczędząc, dzieci sąsiadów obdarowywał upominkami, nikomu nie odmówił schronienia, jedzenia i wody w swojej chacie – tłumaczył kobiecie anioł. Chodził po wsi i dziękował Bogu za każdy szczegół, każdą błahostkę, pokazując ludziom jaki świat jest piękny. Do każdego odnosił się z miłością. Nawet twoje owce kochał i dbał o nie jak o swoje dzieci. Nigdy nawet przez sekundę nie pomyślał o tobie źle, mimo, że ty nim pogardzałaś – dodał anioł.

Po chwili podniósł czekającego opodal owczarza na rękach, przyniósł i posadził na złotym tronie.

– To twoje miejsce szlachetny człowieku – rzekł anioł.

– A ja – krzyknęła rozgniewana bogaczka? Gdzie jest miejsce dla mnie – wrzeszczała?

– Jest i miejsce dla ciebie – odparł łagodnie anioł. Usiądź sobie tu niewiasto, na podnóżku tronu, u stóp owczarza. Na takie miejsce zasługujesz – wytłumaczył.

– Co to, to nie. Nigdy nie zajmę takiego hańbiącego miejsca. Ty wiesz kim ja byłam na ziemi? Czy wiesz z kim masz do czynienia? Czy wiesz jakim majątkiem rozporządzałam, ilu ludzi zatrudniałam? To dzięki mnie ten plebs miał co jeść i w co się odziać. To dzięki mnie zawdzięczają, że żyją – arogancko perswadowała.

Aniołowie z cierpliwością i łagodnością wysłuchali jej krzyków, uśmiechnęli się, pobłogosławili ją i poszli do swoich obowiązków.

W tym momencie bogata kobieta obudziła się. Była spocona i przerażona. Do rana już nie mogła zasnąć, rozmyślając nad tym osobliwym i pouczającym snem. Od następnego dnia, cała wieś zastanawiała się co wstąpiło w tę bogatą kobietę, bo wszyscy nie mogli się nadziwić jej niecodziennemu zachowaniu. Najpierw urządziła owczarzowi wspaniały pogrzeb, przynależny tylko dziedzicom i szlachcie. Potem jego córkom obiecała opłacanie nauki w Gimnazjum tak długo jak będzie trzeba. Następnie pobiegła do niewidomego wyplatacza koszy, aby zorganizować mu wikt i opierunek. Zaczęła zapraszać do swojego domu pracujących u niej wyrobników i robotników wraz z całymi rodzinami, karmiąc ich i hojnie obdarowując prezentami. W kościele siadała razem z ludem a swoją oddzielną kwaterę w pierwszym rzędzie przeznaczyła dla chorych i ułomnych. Chodziła sama na jarmarki i odpusty, bratając się z ludźmi i rozmawiając o ich problemach. Nikogo nie zostawiła w potrzebie, każdy mógł liczyć na jej pomoc i wsparcie. Obdarzała ludzi miłością i dzieliła się tym co miała. Raz w tygodniu chodziła na grób owczarza i w ciszy prowadziła z nim przyjazny dialog. Ktoś podsłuchał rozmowę w której owczarz informował ją o rozmowach aniołów, dostrzegających jej powolną przemianę.

BM

Komentarze