Wszystkie koncerty XXII festiwalu, jeżeli chodzi o publiczność, przerosły oczekiwania organizatorów. Świadczyłoby to, że wydarzenie jest tu oczekiwane, potrzebne. Koncerty nie są biletowane, a sam festiwal ma swoich stałych bywalców. To mobilizuje organizatora Pawła Nowaka do jeszcze większego wysiłku, choć jak sam przyznaje, nie jest to łatwe.
Festiwal Akordeonowy to jego pomysł, dzieło wymagające, jak twierdzi, ciężkiej pracy, a na pewno „cały rok myślenia o tym i zorganizowanej pracy wielu ludzi podczas samych koncertów”.
– Festiwal to impreza koneserska, dla melomanów, dla pasjonatów, miłośników akordeonu. Ściągnąć na nią tłumy to zadanie bardzo trudne. Tu przede wszystkim trzeba dbać o jakość, trzeba co roku „podkręcać śrubę” – daje receptę dobrej imprezy muzycznej Paweł Nowak.
Tłumy na każdym koncercie
O jakości festiwalu świadczy jego publiczność. Dopisała wyjątkowo na każdym z tegorocznych koncertów. Zaczęło się od tego inauguracyjnego, tradycyjnie po niedzielnej mszy świętej w kościele Świętej Trójcy w Sulęczynie.
– Publiczność siedziała przed samym ołtarzem – na posadzce. Byle tylko miejsce zająć. Ponad sto osób nie zmieściło się, słuchali przed kościołem – podsumowuje P. Nowak.
Czwartkowe „szalone rytmy” duetu Marka i Jacka też wysłuchały tłumy. Jeszcze większe pojawiły się w piątek na terenie hotelu Leśny Dwór.
– Takiej widowni nigdy tu nie było. Parkingi wokół były pełne. Całe Sulęczyno było zastawione autami – potwierdzają pracownicy GOK w Sulęczynie, współorganizatora festiwalu.
– Widownia była wielka z kilku powodów. Jeżeli komuś spodobała się impreza w poprzednich latach, to na kolejną zabiera ze sobą przyjaciół, rodzinę. Rekomenduje ją gdzie się da i poleca. Festiwal broni się też jakością. To nie jest tak, że nie jest biletowana, więc łatwo ściągnąć widownię. W okolicy jest duża konkurencja różnych imprez rozrywkowych. Występują celebryci, bardzo znane twarze, tak jak dziś w Kartuzach – tłumaczy P. Nowak.
Udany koncert finałowy
Nie inaczej było na sobotnim, finałowym koncercie. Otworzyli go Paweł Nowak i wójt gminy Paweł Trzebiatowski. Pierwszy podziękował publiczności, drugi organizatorom. Później już scena należała tylko do muzyków. Na początek duet z Finlandii. Połączenie akordeonu Marii Kalaniemi z oryginalnym instrumentem autorstwa jej muzycznego partnera. Wśród repertuaru znalazła się nawet oryginalna polka, bo okazało się, że Maria ma polskie korzenie.
Wirtuoz akordeonu Włoch Roberto Gervasi zagrał w towarzystwie perkusji i kontrabasu. To było 30 minut jazzu z wiodącym rytmem akordeonu.
Kolejny występ to muzyka zupełnie inna, rodem sprzed wojennej Warszawy. Zagrała orkiestra taneczna Bonanza. Jej wokalistka Zuzanna Zimończyk zaprosiła do tańca, co już w pierwszej piosence zostało podchwycone przez publiczność i tak było do końca ich koncertu.
Gwiazdą na finał była znana polska wokalistka Beata Przemyk. Udowodniła, że kobietę z takim głosem mógł zesłać tylko Pan Bóg.
D. Tryzna