Łukasz Guzek, absolwent UG, wykładowca uniwersytecki, dziś przedsiębiorca z branży fiskalnej i ekspert od systemów sprzedaży, reprezentujący Bezpartyjnych Samorządowców w okręgu Gdynia, w rozmowie z Dariuszem Tryzną, redaktorem naczelnym.
Jaka jest rola sanktuarium sianowskiego w kształtowaniu Pana wartości duchowych?
Wiarę przekazali mi rodzice. Żyli wiarą żywą i była ona na pierwszym miejscu jeżeli chodzi o wychowanie. Jej przekazywanie nie odbywało się na zasadzie, że mam chodzić do kościoła, bo „Tak trzeba”. To było raczej uświadamianie, przekonywanie, że warto to robić np. „Zobacz, Pan Bóg wyprowadził nas z bardzo trudnej sytuacji”. Ja miałem to szczęście widzieć jak moi rodzice i dziadkowie swoim życiem świadczyli o Panu Bogu. Z czasem nie trzeba było nakłaniać nas do chodzenia do kościoła, sami już tego pragnęliśmy. Od małego chodziłem z naszą parafią z Witomina do Matki Bożej Sianowskiej.
Wiara stała się mocnym fundamentem dla mnie jako młodego człowieka. Wskazała drogi, które wybrałem jako nastolatek. To było z jednej strony harcerstwo, w którym byłem przez dłuższy czas, pełniąc różne funkcje. Drugą drogą był ruch oazowy działający przy naszej parafii. Wiele razy zjazdy i Dni Skupienia miały miejsce w sanktuarium sianowskim. Na oazie poznałem swoją żonę. Rozwój w tym kierunku kontynuowaliśmy w ruchu „Światło-Życie” ks. Franciszka Blachnickiego, który „wydał” wielu ludzi o mocnym kręgosłupie moralnym, którzy funkcjonują dziś w biznesie, samorządach i polityce. Stąd już było mi blisko do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, w którym przeważają młodzi ludzie.
Sianowo słynie z kultu maryjnego na Kaszubach, co niejako wpisuje się w tradycyjną, polską pobożność.
Sianowo niewątpliwie należy do trzech najbardziej znanych na Kaszubach sanktuariów maryjnych. To Swarzewo dla „Nordy” i Wiele dla Kaszub Południowych. To niesamowite, że pomimo tego, że czasy są coraz bardziej antychrześcijańskie, tak dużo wiernych uczestniczy w pielgrzymkach do tego sanktuarium. Przychodzą tu Kaszubi z różnych zakątków regionu, aby podziękować Matce Bożej za to, że się nimi opiekuje. To pokazuje jak mocny jest na naszych Kaszubach kult maryjny. Można powiedzieć, że Matka Boska Sianowska jest tak samo czczona jak Matka Boża Piekarska na Śląsku albo na Kalwarii Zebrzydowskiej. Duża część pielgrzymów, którzy przybywają do Sianowa czy Swarzewa, bierze później udział w pielgrzymce na Jasną Górę. Nasze pokolenie miało szczęście czerpać w tym kulcie z pięknego wzorca jakim było zawierzenie św. Jana Pawła II.
Co przyciąga Pana do sanktuarium sianowskiego?
Przede wszystkim autentyzm wiary, jaki można tu zobaczyć. Byłem wczoraj (poniedziałek 17 lipca przyp. autora) na mszy z błogosławieństwem dzieci. Cały kościół był pełen dzieci w różnym wieku, młodych matek czy kobiet w ciąży.
Z kolei w niedzielę na sumie odpustowej rzucały się w oczy tłumy wiernych, a wśród nich pielgrzymi. Ten kult pielgrzymek jest mocno wpisany w naszą tożsamość. To jest część tradycji, którą kontynuujemy jako jeden z europejskich narodów ukształtowany w duchu kultury chrześcijańskiej. Kiedyś na Wyspach Kanaryjskich byłem świadkiem procesji, w której kilkutysięczny tłum z figurą Madonny szedł do lokalnego sanktuarium. Pomimo tego, że obok na plaży wylegiwali się turyści oni nie wstydzili się własnej wiary i przywiązania do Matki Bożej.
13 czerwca byłem na uroczystościach św. Antoniego w Padwie. To miasto gdzie żyje kilkaset tysięcy ludzi, ale o godz. 13 tego dnia zamknięto wszystkie ulice. Dlaczego? Bo podążała nimi kilkudziesięciotysięczna procesja z relikwiami św. Antoniego z jego wielką figurą. Były władze państwowe, lokalne i burmistrz, który mówił „Św. Antoni, dziękujemy za to, że jesteś naszym patronem i dzięki tobie nasze miasto się tak wspaniale rozwija”. Wśród dziesiątek tysięcy ludzi z całego świata była też tam nasza grupa franciszkańska, która nazywa się „San Antonio My Friend”. To grupa międzynarodowa. Są w niej Polacy, Ukraińcy, Włosi, Filipińczycy, czy mieszkańcy Afryki. To pokazuje, że nie jesteśmy sami i nikt nam nie może powiedzieć, że jesteśmy jakimś ewenementem.
Jak podsumowałby Pan tegoroczny odpust?
Odpust trwa jeszcze do przyszłego poniedziałku, więc trudno mówić o jakimś podsumowaniu. Natomiast mocno wryły mi się w pamięć słowa ks. biskupa, wypowiedziane podczas niedzielnej homilii. Biskup Ryszard Kasyna powiedział, że Polacy potrzebują normalności, normalnej rodziny opartej na zasadach i wartościach. Bardzo mocno to koresponduje z hasłem, które mają Bezpartyjni Samorządowcy. W naszym ugrupowaniu mamy hasło „Normalna Polska”.
Nie chcemy wchodzić w tematy, które różnią ludzi, ale chcemy się koncentrować na rzeczach ważnych dla lokalnych mieszkańców. Dla nas ważne jest budowanie, a nie niszczenie tego co jest. Słysząc słowo normalność każdy ma co innego w głowie. Co ona dla mnie znaczy? To przede wszystkim poszanowanie innych. Druga sprawa to normalny rozwój i funkcjonowanie. Trzecia sprawa to rozwój lokalnych społeczności poprzez rozwój infrastruktury, budowanie możliwości i dobrobytu społeczności. To też walka z wykluczeniem społecznym, komunikacyjnym. Kolejna sprawa to bardzo duża polaryzacja społeczeństwa. Przyjaciele, sąsiedzi czy rodziny kłócą się między sobą o sprawy polityczne. To wywołuje bardzo dużo negatywnych emocji. To samo co powiedział biskup R. Kasyna, my potrzebujemy normalności.
Dziękuję za rozmowę. Dalsza jej część w kolejnym numerze naszego tygodnika.