Pomaganie staje się tu tradycją
Po raz dwudziesty pierwszy mieszkańcy Przodkowa, w tym członkowie parafii, wzięli udział w festynie, którego celem było zebranie środków finansowych na letni wypoczynek – kolonie, dla najmłodszych parafian. To wydarzenie stało się czymś „normalnym” w życiu parafii, stąd każdy, kto choć trochę angażuje się w nie, akceptuje jego cel.
Od początku w jego organizację włączone są wszystkie „siły parafii”. Począwszy od rady parafialnej przez wolontariuszy, ludzi dobrego serca i tych, którzy po prostu chcą pomóc. Motorem działań jest ks. proboszcz Wacław Mielewczyk i współpracujące z nim osoby z Rady Parafialnej.
Podstawą tego pomagania jest zakup kuponów – cegiełek na ten fundusz. Za każdą z nich stoi jakaś wygrana. Cegiełek tych z roku na rok przybywa. Dlaczego? W pomaganie włączają się nawet ci parafianie, którzy na co dzień nie biorą czynnego udziału w życiu parafii. Czasami jest to działanie na zasadzie: „pomógł sąsiad, to i ja to uczynię”. Stąd w puli nagród – worki z bulwami, świeżo zebrane truskawki, czy… kury do hodowli, które co roku oferuje Zygmunt Stromski z Kczewa.
Mocnym akcentem tej pomocy są przodkowskie firmy. Właśnie dzięki jednej z nich w tym roku dla najmłodszych uczestników został zaserwowany specjalny namiot z najróżniejszymi stoiskami. To świetny pomysł szczególnie na aurę deszczową, jaka panowała w ostatnich dniach. Tradycyjnie były najróżniejsze dmuchańce i wiele innych atrakcji dla najmłodszych. Od konkursu w strzelaniu z łuku, który wziął na siebie oddział Banku Spółdzielczego w Sztumie, przez konkurs wędkarski, aż po wożenie dzieci bryczką, które wziął na swoje barki Andrzej Fularczyk z Kczewa.
Na scenie rządził ks. proboszcz i główni sponsorzy
Późnym popołudniem, kiedy nadszedł czas finału wydarzenia – na scenie pojawił się ks. proboszcz W. Mielewczyk w towarzystwie dyrektor banku Teresy Zalewskiej i Mieczysława Woźniaka prezesa GS-u żukowskiego.
Na początku zostali nagrodzeni zwycięzcy konkursu wędkarskiego, a później konkursu gry w „Baśkę”. Kiedy doszło do losowania głównych nagród, wszyscy mieli pełne ręce roboty. Wśród wygranych były najróżniejsze rzeczy, a każda z nich sprawiała moc radości wylosowanym.
D. Tryzna
Rozmowa z Katarzyną Baza, przedstawicielką Rady Parafialnej
Ile w tym roku dzieci wyjechało na kolonie do Pierszczewa? Jak to przedstawia się w skali 21 lat?
W tym roku na kolonie do Pierszczewa wyjechało od 120 do 130 dzieci. Choć liczba uczestników była nieco ograniczona — do klas VII włącznie — uczniowie klas VIII również brali udział, pełniąc funkcje przybocznych i funkcyjnych. W skali ostatnich 21 lat kolonie cieszyły się ogromnym zainteresowaniem — bywały lata, kiedy uczestniczyło w nich nawet 140 dzieci. Zdarzało się też, że organizowano aż trzy turnusy, a łączna liczba dzieci sięgała ponad 200 rocznie. Wielu uczestników wraca na obóz rokrocznie — są tacy, którzy uczestniczą w nim przez 4-5 lat. Przykładem jest 6-letnia Sara, która już drugi raz była na kolonii i planuje wyjazd również w przyszłym roku.
Co dają te kolonie dla uczestnika? Jaki jest program ich pobytu? Czym się zajmują dzieci? Kto się nimi opiekuje?
Kolonie w Pierszczewie to coś znacznie więcej niż tylko letni wypoczynek — to prawdziwa szkoła życia. Dzieci opuszczają znane im środowisko domowe i trafiają do leśnej rzeczywistości, gdzie panują zupełnie inne zasady. Już po dwóch dniach funkcjonują inaczej, bardziej samodzielnie, aktywnie i odpowiedzialnie. Program kolonii jest bogaty: uczestnicy przygotowują liturgię, uczestniczą w ogniskach i modlitwie różańcowej, a codziennie każda grupa pełni inny dyżur — również w kuchni. Uczą się przygotowywać posiłki, np. kanapki dla kilkudziesięciu osób, co początkowo wydaje się trudne, ale z czasem staje się rutyną. Uczą się krojenia, smarowania, komponowania posiłków — nabywają praktycznych umiejętności. Co ciekawe, nawet dzieci, które według rodziców miałyby nie jeść obiadów, ustawiają się w kolejce po dokładki, bo „wszyscy w tym lesie są tacy wygłodniali”.
Dzieci uczestniczą także w rywalizacjach sportowych i różnorodnych występach. Wśród atrakcji są ekologiczne pokazy mody czy imprezy urodzinowe, wokół których toczy się wiele dziecięcych rozmów. Kolonie są przygotowywane po uroczystości odpustowej 2 lipca. Młodzież rozbija namioty, co rozpoczyna typowe życie obozowe. Nad dziećmi czuwa wykwalifikowana kadra wychowawców, w większości nauczycieli, wspieranych przez młodzieżową kadrę pomocniczą. Wychowawcy, mający doświadczenie i odpowiednie wykształcenie, doskonale radzą sobie z organizacją dnia i opieką nad grupą, co zapewnia dzieciom bezpieczeństwo i odpowiednią formację.
Jakie znaczenie mają dla dzieci te kolonie, czy zostają w ich pamięci?
Znaczenie tych kolonii dla dzieci jest ogromne i sięga znacznie dalej niż tylko wakacyjna przygoda. Dla wielu uczestników jest to miejsce, gdzie zostawili swoje dzieciństwo — „tam to jest nasze dzieciństwo, tam zostało, w tej Stanicy”. Emocjonalna więź z Pierszczewem jest tak silna, że dzieci nie zawsze chcą jechać z rodzicami za granicę — wybierają kolonie. Przez cały rok planują wyjazd, kompletują potrzebne rzeczy, snują plany i wspominają minione turnusy. Dawne uczestniczki, jak wspomniane siostrzenice organizatorki, nawet po 20 latach żyją wspomnieniami i zapachami tej starej Stanicy. Z ich relacji jasno wynika, że kolonie te mają trwały wpływ na ich rozwój i tożsamość.
Obozy w Pierszczewie są więc nie tylko formą letniego wypoczynku, ale kompleksową szkołą odpowiedzialności, wspólnotowości i samodzielności. Dzięki dobrze przemyślanej formule, zaangażowanej kadrze i autentycznemu doświadczeniu wspólnoty, stanowią fundament wychowawczy, który procentuje przez całe życie. To miejsce, które wychowuje — przez obowiązki, wyzwania i radość wspólnego działania. To także przestrzeń, która na długo zostaje w pamięci dzieci jako kwintesencja beztroskiego, a zarazem wartościowego dzieciństwa.
Dziękuję za rozmowę.