Minął rok lockdownu który doświadcza wiele branż w gospodarce, przynosi im dotkliwe straty lub już doprowadził do bankructwa. Jego przedłużanie jeszcze bardziej pogłębi te negatywne procesy. Stąd apel organizacji reprezentujących pomorskich przedsiębiorców do rządu o szybkie i zdecydowane działania.
Przedsiębiorcy z województwa pomorskiego zatroskani restrykcyjnym ograniczeniem i zablokowaniem funkcjonowania wielu przedsiębiorstw, wystosowali apel do najwyższych władz państwowych z premierem i wicepremierem na czele, w którym zwracają się o pilne podjęcie działań na rzecz ratowania polskich firm. We wspólnym oświadczeniu organizacji pracodawców województwa pomorskiego czytamy m.in.: „Wiele firm już zbankrutowało, inne funkcjonują wyłącznie dzięki rezerwom własnym i poważnym ograniczeniom kosztów, czy też wsparciu udzielonemu w ramach tarcz antykryzysowych i finansowych. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak po wprowadzeniu kolejnych restrykcji będzie kształtował się popyt, czy jakie bariery administracyjne napotka jeszcze biznes. Nie wiemy też, czy na tym obostrzenia się zakończą. Taki stan bardzo ogranicza możliwości planowania, inwestowania, składania zamówień u podwykonawców”.
Ulgi i zwolnienia jak w roku 2020
Przedsiębiorcy apelują o „natychmiastowe wsparcie polskich firm i uruchomienie szeroko dostępnych instrumentów pomocowych, gdzie kryterium uzyskania nie będzie ograniczone do wąskiego katalogu kodów PKD”. W dalszej części czytamy: „Analogicznie do działań podejmowanych wiosną 2020 roku, wprowadzone powinny być ulgi bądź zwolnienia z obowiązku opłacenia należności z tytułu składek odprowadzanych do ZUS dla mikro i małych przedsiębiorców na okres przynajmniej 3 miesięcy. Wymienione formy wsparcia dla przedsiębiorców powinny być oparte o mechanizm automatycznego wprowadzania w momencie każdorazowego ogłaszania obostrzeń”. Apel kończy się odezwą o powstrzymaniu wszelkich planowanych na ten rok zmian legislacyjnych, które mogłyby negatywnie wpłynąć na funkcjonowanie przedsiębiorstw i ich sytuację finansową.
BM
Ze Zbigniewem Jareckim rozmawiał Dariusz Tryzna.
D.T. Mamy za sobą trudny rok, naznaczony licznymi ograniczeniami w prowadzeniu biznesu, spadkiem przychodów i niepewnością jaka towarzyszyła rodzimym przedsiębiorcom. Czy może pokusić się Pan o jakieś podsumowanie, w jakich sferach działalności gospodarczej i w jakich branżach, lockdown odcisnął największe piętno?
Z.J.: Pierwszy okreslockdownu nie był jeszcze taki zły. Zwolnienie ze składek ZUS, bezzwrotne pożyczki z Urzędów Pracy, tarcza antykryzysowa 2.0, później 3.0., tarcza finansowa. I to co najbardziej pomogło przedsiębiorcom to były pożyczki z Polskiego Funduszu Rozwoju. Ta pomoc rzeczywiście spotkała się z dobrym odbiorem wśród przedsiębiorców, gdyż zwyczajnie mocno im pomogła przetrwać ten trudny okres. Późniejsza pomoc oferowana na podstawie kodów PKD, to już nie była jednak pomoc, która trafiła do wszystkich przedsiębiorców. Tu były liczne niedociągnięcia, wiele branż zostało pominiętych, gdyż według kodów PKD nie dało się po prostu wszystkich pomocą objąć, mimo, że przedsiębiorcy ci nie mogli prowadzić swojej działalności. W tym trudnym okresie nieźle radzą sobie duże firmy produkcyjne. Te z branży metalowej, drzewnej czy budowlanej prosperują na tyle dobrze, że poszukują jeszcze pracowników do pracy.
D.T.: Wracając do tych przedsiębiorców, którzy pominięci zostali w pomocy udzielanej na podstawie kodów PKD, to czy Kaszubski Związek Pracodawców, podejmował jakieś działania i interwencje, które „otworzyłyby” oczy rządowi, że taka klasyfikacja pomocy powoduje, że niektóre branże są tej pomocy pozbawione?
Z.J.: Cały czas pracujemy zarówno w ramach Kaszubskiego Związku Pracodawców jak i w ramach Pomorskiego Sztabu Antykryzysowego. Spotykamy się i radzimy jakie działania podjąć, aby pomoc rządowa trafiała do wszystkich przedsiębiorców. Niedawno spotykaliśmy się w siedzibie Toyoty, gdzie odbyło się spotkanie zarządu KZP. Dwudziestego kwietnia mamy zaplanowane spotkanie w siedzibie ELWOZ-u. Odbieramy sygnały od naszych członków i interweniujemy. Jak chociażby w sprawie „Starego Browaru” w Kościerzynie czy Kompleksu Hotelarsko-Gastronomicznego „Wichrowe Wzgórza” w Chmielnie. Browar w Kościerzynie nie załapał się na pomoc według kodów PKD, gdyż tam wystąpiły problemy z miejscem produkcji piwa, które jest produkowane tylko na potrzeby baru, restauracji i hotelu. A tam, gdzie jest produkcja piwa nie może być udzielana pomoc. Podjęliśmy interwencję, pisałem nawet do rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorstw, który odpisał mi już, że sprawę podjął do rozpatrzenia. Podobnie rzecz ma się z „Wichrowymi Wzgórzami”, gdzie wiodące PKD nie kwalifikowało ośrodka do otrzymania pomocy. Interweniujemy u rzecznika MŚP, u premiera, u posłów i efekt jest taki, że rozporządzenia zmieniają swoje zapisy i obejmują coraz więcej rodzajów działalności.
D.T.: Czyli wasze działania przynoszą zawsze konkretne, pozytywne rezultaty, bezpośrednio przyczyniające się do uzupełniania niedociągnięć w rządowych rozporządzeniach?
Z.J.: Generalnie tak, choć występują sytuacje w których mamy związane ręce. Tak jak chociażby w przypadku naszego największego członka, czyli Zakładów Porcelany Stołowej „Lubiana” SA. Jak wiadomo branża Horeca (łączne określenie sektora hotelarskiego i gastronomicznego – przyp. red.) stoi i nic nie zapowiada, żeby miało się coś w tej materii szybko zmienić. A wiadomo, że „Lubiana” produkuje głównie wyroby dla tych branż. One nie prowadzą obecnie działalności, co powoduje, że nie występuje zapotrzebowanie na wyroby produkowane przez „Lubianę”. To jest największy problem, dotyczący zresztą całej Europy a chyba i świata i tu nic nie możemy zrobić, żeby „Lubianie” pomóc.
D.T.: To są rzeczywiście przypadki, które dobitnie pokazują to negatywne oblicze lockdownu, wobec których nic nie można zrobić. Ale tam gdzie da się pomóc, nasz rząd tę pomoc realizuje i całkiem nieźle mu się to udaje. Jak widzi Pan z perspektywy opinii pomorskich przedsiębiorców relacje na linii: rząd – przedsiębiorcy?
Z.J.: Niestety zaufanie do państwa spadło. Chodzi m.in. o prawną formę lockdownu i wszelkich obostrzeń, wprowadzanych w formie rozporządzenia a nie ustawy o stanie wyjątkowym. Chodzi o duże pieniądze, które trzeba by wypłacać w przypadku wprowadzenia stanu wyjątkowego. W efekcie regulowania wszystkiego rozporządzeniami, powstał spory chaos. Policja i służby sanitarne nękają przedsiębiorców, nakładają mandaty, kierują wnioski do sądów a sądy te wnioski o ukaranie masowo odrzucały czy unieważniały mandaty. To nachodzenie przedsiębiorców przez policję, wprowadza dużo nerwowości. Policjanci też nie zdają sobie sprawy, że taki przedsiębiorca musi zwyczajnie przeżyć, że ma maszyny, urządzenia w leasingu, kredyty do spłacenia i jakoś z tym musi sobie radzić. Także generalnie o ile to zaufanie było jeszcze na początku w miarę wysokie, to teraz totalnie spadło i kurczy się z każdym kolejnym dniem.
D.T.: Nie wiemy na dzisiaj do kiedy potrwa ostatni lockdown. Gdyby rząd chciał go przedłużać, to co z sytuacją naszych firm? Na pewno odbieracie jakieś sygnały na ten temat.
Z. J.: Wystarczy wejść na stronę Wojewódzkiego Urzędu Pracy i zobaczyć, jak wzrasta bezrobocie. I myślę, że dalej będzie wzrastało. Nasi przedsiębiorcy, to nie są ci mityczni „wredni kapitaliści”, którzy chcą tylko ludzi wyzyskiwać i zwalniać. Pracodawcy doskonale zdają sobie sprawę ile kosztuje wyszkolenie pracownika i jaką wartość ma jego przywiązanie do firmy. Także wyczyniają różne kombinacje, żeby pracowników nie zwalniać. Najwyżej następuje obniżenie pensji czy urlop bezpłatny. Jednak sytuacja nie napawa optymizmem. Ostatnie 2-3 miesiące to widoczny wzrost kosztów energii i surowców. Dziesięciokrotnie podrożał fracht z Chin. Do tej pory płaciło się 1,5 tys. dolarów za przewóz kontenera z Chin, to w tej chwili płaci się 12-13 tys. dolarów. Dzisiaj inflacja sięga około 4 procent. Wielu przedsiębiorców czeka z rozpoczęciem inwestycji długofalowych, bo nie wiedzą jaka będzie sytuacja gospodarcza i polityczna. A to jest bardzo niebezpieczne, bo jak nie inwestujesz, to się cofasz. Świat i technologia idą do przodu. Przykładem nieustannej ekspansji są Chiny, które za ubiegły rok uzyskały wzrost gospodarczy. U nas tymczasem niewłaściwie określa się priorytety w nakładach finansowych. Polska Akademia Nauk pracująca dla rozwoju przyszłości ma czterokrotnie mniejszy budżet niż Instytut Pamięci Narodowej. To jest po prostu skandaliczne.
D.T.: Czyli nie ma dobrych wieści dla gospodarki? Panie prezesie, czy nie brzmi to zbyt pesymistycznie?
Z.J.: Panie redaktorze, powiedziałbym, że to wierzchołek góry lodowej. Mamy coraz więcej sygnałów, że rządowi brakuje środków, że wszędzie szuka pieniędzy. Stąd chce część kosztów kryzysu przenieść na przedsiębiorców. Mamy przecieki z Ministerstwa Finansów, że tworzy się różnego rodzaju podatki. Pojawiają się one już w postaci różnych opłat. Podwójnie opodatkowane zostały spółki komandytowe. Podrożały paliwa, tak jakby cena giełdowa za baryłkę wynosiła ponad 100 dolarów. Tymczasem na światowych giełdach cena za baryłkę wynosi zaledwie 60 dolarów. Przedsiębiorcy mają problem z coraz większymi kosztami i z płynnością finansową. Taka Energa SA płaci swoim kontrahentom, którzy wykonują dla niej usługi, nawet po trzech i więcej miesiącach. Jakby tego było mało, w rządowym projekcie podziału środków unijnych na lata 2021-2027 Pomorze zostało mocno poszkodowane, bo nasz region ma otrzymać aż 736 mln euro mniej niż w poprzednim rozdaniu. Czyli o 40 proc. mniej niż w perspektywie 2014 – 2020. Pieniądze te nie trafią zatem do pomorskich firm, chcących przeprowadzać ciekawe inwestycje rozwojowe.
D.T.: Dziękuję za rozmowę.