Z Kazimierzem Maszkiem, współorganizatorem i wieloletnim uczestnikom pieszej pielgrzymki Kościerzyna – Wejherowo rozmawiał Dariusz Tryzna, redaktor naczelny.
Corocznie maj rozpoczyna pielgrzymowanie do sanktuariów maryjnych naszego regionu. Najdłuższą historią może tu poszczycić się kościerska piesza pielgrzymka do Wejherowa. W tym roku będzie ona obchodzić wyjątkowy jubileusz. Jak chcecie uczcić tę 350. pielgrzymkę?
Kościerzyna ma prawo szczycić się tym, że to właśnie stąd od 350 lat wychodzi pielgrzymka na Kalwarię Wejherowską. Po raz pierwszy piesza pielgrzymka z Kościerzyny wyruszyła w roku 1674. Prawdopodobnie było to podziękowanie za wybór Jana Sobieskiego na króla Polski.
Co prawda, historycy sprzeczają się, czy najstarszą pielgrzymką jest kościerska, czy ta z Oliwy. Ja uważam, że skoro ta druga na przestrzeni tych lat wyruszała z różnych miejsc, to nasza – kościerska zasługuje na miano tej najstarszej.
Dla mnie 350. pielgrzymka będzie czymś wyjątkowym, ponieważ jako młody człowiek chciałem wziąć udział w 300., ale się nie udało.
Przypominam, że organizatorem pielgrzymki jest parafia Świętej Trójcy w Kościerzynie. Każdego roku w czwartek przed Wniebowstąpieniem Pana Jezusa piesza pielgrzymka wyrusza na Kalwarię Wejherowską.
Zaangażowanie w to dzieło proboszcza ks. Antoniego Bączkowskiego jest bardzo duże. Aby podkreślić jubileusz pielgrzymki, przygotowaliśmy specjalną chustę dla pielgrzymów i pamiątkowy medal dla uczestnika.
Dobrze byłoby, aby w tej jubileuszowej pielgrzymce, wzięła udział większa liczba mieszkańców. Może zbierze się ich 350?
Kiedy zaczęło się pańskie pielgrzymowanie razem z kościerską grupą?
Była to 303. pielgrzymka. Rok 1977. Miałem wtedy 23 lata. Jeden z orkiestrantów, który grał na trąbce, zachorował i nie miał kto go zastąpić. Koledzy poprosili mnie. Zgodziłem się i tak się zaczęła moja przygoda z pielgrzymowaniem z Kościerzyny na Kalwarię Wejherowską. Pielgrzymowanie mnie wciągnęło, wręcz zafascynowało. Byłem młodym, silnym mężczyzną, dla którego nie było trudno przejść trasę. Zresztą, na początku, byliśmy jako orkiestra wożeni i tylko niektóre odcinki przechodziliśmy pieszo. Do dziś pieszo orkiestra idzie przez wszystkie wioski i przez Las Mirachowski. Przez cały las zwrotkę gramy i zwrotkę śpiewamy i tak na przemian przez cały las – prawie 8 km.
Jak 50 lat temu wyglądała pielgrzymka? Jakie było wtedy to pielgrzymowanie?
W latach 70-80. ubiegłego wieku wychodziło z Kościerzyny 300, a nawet 500 pielgrzymów. Żegnały nas tłumy. I tak samo gdy wracaliśmy, już od Stężycy się ustawiali, a szczególnie od Skorzewa i wtedy droga była cała obstawiona. Z kwiatami przychodzili wszyscy krewni i znajomi, a od wiaduktu aż do parafii po bokach były pełne szpalery witających.
Była specjalna ekipa mocnych mężczyzn do noszenia obrazu. Ja byłem wśród nich. Chociaż jak pierwszy raz go wziąłem, to po 100 metrach musiałem się zatrzymać, bo nie mogłem powietrza nabrać, taki wydawał się ciężki.
W latach 80. ks. Bogdan Lipski wprowadził udogodnienie – wózek, na którym obraz ten miał być wożony. Proszę sobie wyobrazić, że ten pomysł wywołał małą wojnę, bo ludzie którzy do tej pory obraz nosili, tak przyzwyczaili się do tej tradycji, że nie chcieli tego udogodnienia. Dziś z perspektywy lat uważam, że był to dobry pomysł, bo obraz jest zawsze wśród nas. To były wspaniałe czasy.
Czy coś z tamtych lat pozostało do dziś? Jaka tradycja się uchowała?
Oczywiście. Po pierwsze, co roku wychodzimy z pieśnią „Marsz, marsz me serce na Kalwaryą”. Jako orkiestra utrzymujemy też tradycję specjalnego grania dla tych, których idą w pielgrzymce po raz pierwszy.
Na drugi dzień pielgrzymki w Smażynie, na polanie, na której jest dłuższy odpoczynek obiadowy, przychodzą do nas pielgrzymi i wskazują komu zagrać. Wszystkim nowicjuszom gramy wtedy specjalny hymn pielgrzymkowy i dołączamy „Sto lat”.
Ile jest noclegów na trasie pielgrzymki?
Nocleg jest jeden w Strzepczu i wtedy w Wejherowie dwa noclegi. Kiedyś pamiętam, jak spaliśmy wszyscy na siennikach, to ludzie specjalnie wynosili meble i było nas w pokoju 15-20, jeden przy drugim. Była na dworze ustawiona miska na takim drewnianym stole i tam wszyscy po kolei się myli. Natomiast dzisiaj mamy luksusowe warunki, bo już śpimy w domach na kanapach, są łazienki. Z noclegami nie ma problemów, z tym że w tej chwili księża również załatwiają noclegi dla tych, którzy nie mają swoich znajomych – w szkołach i wtedy tam są sale przygotowane. Wtedy każdy ma swoją karimatę, czy materac, także warunki są zdecydowanie o niebo lepsze niż były 50 lat temu.
Co różni dzisiejszą pielgrzymkę od tamtych sprzed pół wieku?
W ostatnich latach na pielgrzymią trasę do Wejherowa wychodzi 150-200 osób. Jak już mówiłem, pół wieku temu grupy były dużo liczniejsze. To samo z pożegnaniami pielgrzymki. Wtedy odprowadzały nas do wiaduktu tłumy, dzisiaj odprowadzających jest dużo mniej.
Widać niestety, że duch w narodzie gaśnie.
50 lat temu pielgrzymowało wiele osób starszych. Obecnie ludzi starszych jest tylko w 4-5 rzędach za wózkiem. Zdecydowana większość to ludzie młodzi. Zauważalne jest przesunięcie wiekowe pielgrzymów na rzecz ludzi zupełnie młodych, bardzo często maturzystów, którzy idą aby podziękować za zdane egzaminy.
32 razy przemierzał Pan pielgrzymi szlak, co z tych lat zostało w pamięci? Czy podzieliby się Pan z naszymi czytelnikami specjalnymi historiami z tego czasu?
Myślę, że warte odnotowania jest to, że największa pielgrzymka była w roku 1982, w czasie stanu wojennego. Wtedy na pielgrzymi szlak ruszyło 1,2 tys. osób. Na granicy powiatu kościerskiego i kartuskiego zatrzymało nas wojsko i policja, bo nie mieliśmy pozwolenia na przejście. Pielgrzymka stanęła, ktoś szybko załatwił samochód i delegacja pojechała do Kartuz, gdzie na komendzie policji wywalczyli zgodę na przejście przez powiat kartuski. Takie to było pielgrzymowanie.
W czasie niedawno minionej pandemii do Wejherowa przyszła tylko pielgrzymka z Kościerzyny. Odprowadzała nas wtedy policja. Szliśmy gęsiego w odstępach co 2-3 metry od siebie, bez feretronów, bez tego wszystkiego co zawsze. Wyszło nas 49.
To wyróżnia naszą pielgrzymkę, że niezależnie co się działo, w pielgrzymowaniu nie było żadnej przerwy.
Przez te 32 lata pamiętam kilka par małżeńskich, które poznały się podczas pielgrzymowania i na pielgrzymce się pobrały.
Któregoś razu pielgrzymowaliśmy w intencji pewnej rodziny, która nie mogła doczekać się dzieci. Po 10 miesiącach od pielgrzymki urodził im się potomek.
Dziękuję za rozmowę.