Z Tadeuszem Kobielą wójtem gminy Sierakowice rozmawiał Dariusz Tryzna.
Dariusz Tryzna: W tym miesiącu minęło 30 lat od czasu kiedy został Pan wójtem. Trzy dekady nieprzerwanego wójtowania. Chyba nikt w regionie nie może pochwalić się takim sukcesem.
Tadeusz Kobiela: Dla mnie ten czas zleciał „ jak z bicza strzelił”. Mam wciąż przed oczami tą, pierwszą sesję, ten czas wyboru. To poniedziałek 18 czerwca, bo z racji jakichś niezgodności z przepisami prawa sesja była przesunięta o tydzień. Kandydatów było dwóch. Były naczelnik pan Myszkowski i moja osoba. Wtedy wójta wybierali radni spośród siebie lub z zewnątrz. Ja byłem właśnie takim kandydatem proponowanym przez Komitet Obywatelski. Moją osobę zaproponował śp. Zbyszek Jakubowski, weterynarz , członek KO, mój przyjaciel. Byłem sceptyczny do tego pomysłu, opierałem się. Pamiętam, że podczas naszej ostatniej rozmowy co do kandydowania, Zbyszek nie wytrzymał , walnął pięścią w stół i po męsku powiedział „ku**a, czy Tobie już naprawdę na tej Polsce nie zależy ?”. Zgodziłem się! W duchu liczyłem ,że może mnie nie wybiorą.
W tajnym głosowaniu na 26 ówczesnych radnych , aż 18-tu głosowało za moją kandydaturą. Zostałem wójtem gminy Sierakowice. Była to pierwsza kadencja samorządu w Polsce.
D.T: Jaka była wtedy rzeczywistość? Tuż po odejściu socjalizmu?
T.K: Stara władza miała się jeszcze dobrze. Byli w radzie mniej liczni , ale za to głośni. Nas było osiemnastu. Przewodniczącym Rady został Tadeusz Bigus- człowiek o bardzo silnej osobowości . Tych „krzykaczy” trzymał w ryzach. „Szło po naszemu”.
Ja sobie nie wyobrażałem ,że będzie aż tyle pracy. Najpierw trzeba było uporządkować cały system, który odziedziczyliśmy i oddłużyć gminę. Było tego ponad 12 mln.zł. Sprawa długu zależała od decyzji przedstawiciela administracji rządowej . W dwa tygodnie po reformie samorządowej zapraszamy nowego wojewodę –Macieja Płażyńskiego do nas i przedstawiamy nasz problem. W ciągu trzech tygodni otrzymaliśmy zaległe pieniądze i wtedy mogliśmy zacząć już coś planować.
D.T: Sami uczyliście się tego jak zarządzać gminą. A co z urzędem, z jego pracownikami?
T.K: Prawdą jest że myśmy sami nie wiedzieli na czym polega samorządność. Społeczeństwo potrzebowało zmian . To dawało się odczuć zewsząd. Problemów jednak było tyle ,że nie wiedzieliśmy za co się najpierw zabrać. Co z pracownikami urzędu? Na początku w tej przestrzeni było sporo nieufności. Na szczęście ustawodawca przewidział sytuację taką, żeby wójtowie i burmistrzowie mogli dobrać sobie odpowiednią kadrę. Bardzo mądre posunięcie, o którym mało kto wie i pamięta. Otóż w 1990r. weszła w życie również ustawa o pracownikach samorządowych. Mówiła ona ,że dotychczasowym pracownikom urzędów gmin związanych z PRL-em wygasał z końcem września stosunek pracy. Z tej grupy urzędujący włodarz mógł sobie dobrać ludzi do współpracy. Dzień po wyborze razem z T.Bigusem wymyśliliśmy prosty system jak sprawdzić przydatność danego pracownika w naszym urzędzie. System zadziałał, pokazał kilka „ lewych” etatów i na tych stanowiskach nie przedłużyliśmy umów. Dotyczyło to w sumie jedenastu przypadków. Pozostało dwie trzecie stanu początkowego. Musieliśmy skomasować wydziały ,ludziom doszło więcej pracy, ale byli zadowoleni, że pozostają w administracji samorządowej.
D.T: Jaki był punkt startu i jakie wówczas były oczekiwania mieszkańców?
T.K: W 1990r. gmina Sierakowice liczyła 13,6 tys. mieszkańców. Jej budżet kształtował się na poziomie niespełna 12 mln zł. Tak to wyglądała wtedy nasza gmina ta jedna z mocniejszych gmin w województwie. Mieliśmy przecież „Mistrza Gospodarności”. W Sierakowicach , jednej z bardziej rozwiniętych gmin w województwie, wodę miało 70% gospodarstw. Reszta korzystała ze studni. W całej gminie było 120 telefonów, oczywiście na korbę. W niektórych budynkach publicznych, szczególnie w szkołach , zamiast łazienek były „wychodki”. Mieszkańcy gminy , tak jak wtedy wszyscy Polacy, mieli wiele oczekiwań. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że samorząd to ugór który będzie ciężko obrabiać.
D.T: Czy pamięta Pan jaka była do końca ta pierwsza kadencja samorządu?
T.K: Skupiliśmy się na rzeczach podstawowych. Choćby na tym aby mieszkańcy mieli wodę w kranach. Działaliśmy jak to się dziś mówi , w partnerstwie publiczno- prywatnym. Wtedy były to po prostu prace społeczne. Gmina dawała materiały i nadzór a mieszkańcy robociznę. Tym sposobem zrobiliśmy wiele kilometrów wodociągów. Poszedł strumień pieniędzy na telefonizację. Wtedy robiła to Poczta Polska. Tu też wykorzystaliśmy podobny sposób jak przy wodociągach.
W 1992r. na mocy ustawy przejęliśmy szkoły. Większość w opłakanym stanie technicznym. Niektóre nie miały sanitariatów tylko drewniane „wychodki”. Co ciekawe nasze „tysiąclatki” były w o wiele gorszym stanie technicznym niż budynki dawnej szkoły pruskiej.
D.T: Jakie zostały Panu wspomnienia z tych lat 90-tych. Lat burzliwego rozwoju gospodarności i demokracji?
T.K: Sierakowice tamtych lat to pamiętne budy, budki, stragany czy łóżka polowe. Każdy chciał prowadzić swój handel. Staraliśmy się namówić ludzi ,żeby jednak „poszli” w handel stacjonarny i to nam się z dobrym skutkiem udawało. Każdego roku podejmowaliśmy jakieś inwestycje. Niestety budżety były ograniczone, stąd starania o środki zewnętrzne. Bardzo często wtedy jeździliśmy do Warszawy, bo tam miały siedzibę różne fundacje i scentralizowane urzędy. Zachęcaliśmy do przekazywania na rzecz gminy datki od Polonii amerykańskiej i kanadyjskiej. Głównie z tak zwanej ,,Fundacji Prymasowskiej”.
W tamtym czasie oprócz remontów szkół skupiliśmy się na naprawie najgorszych dróg i dalej budowaliśmy wodociągi. To uważaliśmy za priorytet. Podnoszenie standardów życiowych mieszkańców gminy i nadrabianie cywilizacyjnych zaległości – te cele nam przyświecały.
To wszystko powoli zaciera się w pamięci. Z dużych inwestycji w latach 90-tych powstała sala gimnastyczna w Gowidlinie i wybudowaliśmy tam drogę do Starej Huty o długości 4,5 km. Przy pomocy mieszkańców budowaliśmy ją przez trzy lata. Nasi mieszkańcy nauczyli się też wtedy wspólnie budować drogi.
D.T: Panie wójcie teraz czas na drugą dekadę. To czas wejścia Polski do UE. Jest Pan już doświadczonym samorządowcem…
T.K: Wszystko co się dzieło podczas negocjacji przedakcesyjnych i pewne kontakty , które zbudowałem w międzyczasie, podpowiadały mi że nadchodzi „dobry czas” dla samorządów. Za UE szły pieniądze , których w kraju ciągle brakowało. Chodziło tylko o to jak je umiejętnie pozyskać. Stąd z pewnym wyprzedzeniem zacząłem budować kadrę do tego zadania. Udało się to zrobić i do dnia dzisiejszego mam satysfakcję ,że podjąłem wtedy słuszną decyzję. Najlepszym dowodem na to było pozyskanie w pierwszych latach przynależności środków na projekt kanalizacyjny, do tej pory największy w Polsce wśród gmin wiejskich. Dostaliśmy 67 mln. zł. To było bardzo ambitne zadanie któremu podołaliśmy dzięki nowej, ambitnej i mądrej kadrze. Za te środki na przestrzeni wielu lat wybudowaliśmy 190 km kolektorów sanitarnych. Dziś daje to mieszkańcom wygodę i cywilizację, bo ścieki „nie idą” do rowu czy jeziora tylko do oczyszczalni. W ten sposób zadziałaliśmy dla ochrony środowiska całej zachodniej części Pojezierza Kaszubskiego, a to jest już obszar geograficzny liczący się w skali kraju.
D.T: Następne lata tej dekady to kolejne projekty. Czy spróbowałby Pan je jakoś podsumować?
T.K: Upraszczając temat powiem ,że przez całą dekadę „siedzieliśmy” w oświacie. Bo to czas reformy oświatowej- powołano gimnazja. Nasza gmina już wtedy była sławna w całej Polsce z powodu demografii. Stąd musieliśmy budować zupełnie nowe gimnazja. Powstały dwa: w Sierakowicach i w Gowidlinie. Resztę szkół też przystosowaliśmy . Powstały sale gimnastyczne.
Co ważne , w tamtym dziesięcioleciu ,oprócz tego ,że postawiliśmy mocno na budowę infrastruktury w gminie to nie zapomnieliśmy o działaniach z wiązanych z estetyzacją . Przełom stuleci to początek budowy chodników z kostki a póżniej parkingu w centrum Sierakowic. Jak zaczęła się ta budowa to ludziom „ oczy z orbit wychodziły”. Parking oddaliśmy w 2002 r.Póżniej przyszedł czas na Ołtarz Papieski czyli budowę przestrzeni publicznej z której nasza miejscowość jest bardzo znana i która jest dzisiaj naszą wizytówką.
D.T: O tym co uważa Pan za najważniejsze w trzeciej dekadzie swojego urzędowania będzie się rozmawiać lepiej , bo to lata niedalekie.
T.K: Jest tego co niemiara. Zacząłbym od dróg, bo wcześniej o nich specjalnie mowy nie było. Rozpoczęliśmy ambitny program budowy nowych dróg w 2008r. kiedy ruszyły „Schetynówki”. Póżniej program zmienił nazwę ,aby dojść do dzisiejszego Funduszu Dróg Samorządowych. Chyba co roku byliśmy beneficjentem środków z niego. Dzięki niemu powstało wiele nowych dróg w gminie no i oczywiście zostały pięknie przebudowane ulice w centrum Sierakowic. W tych latach wybudowaliśmy sześć sal gimnastycznych i dwa przedszkola. Szczególnie dumny jestem z tej ostatniej inwestycji , bo ona reprezentuje nam XXI wiek. Zadowolony jestem z naszego Kaszubskiego Centrum Medycznego , bo to jak na wieś luksusowy ośrodek zdrowia. Chciałbym też podkreślić to co zrobiliśmy z naszym drewnianym kościółkiem. Uratowaliśmy go i jest wpisany na wojewódzką listę zabytków. Ostatnie lata to budowa magistrali burzowej- inwestycji szczególnie potrzebnej Sierakowicom. Większą uwagę zwróciliśmy też na inwestycje wzmacniające potencjał turystyczny gminy. To kąpielisko w Gowidlinie i ścieżki rowerowe łączące Sierakowice z miejscowościami turystycznymi jak Kamienica Królewska i Gowidlino. Nie możemy tu też pominąć rozbudowy infrastruktury sportowej. To trzy „Orliki” i sztuczne lodowisko wybudowane na przełomie dekad i prowadzona obecnie budowa stadionu lekkoatletycznego.
D.T: Przez trzydzieści lat urzędowania miał Pan możliwość współpracy z wieloma ludżmi. Kogo dziś wspomniałby Pan?
T.K: Chciałbym jeszcze raz wspomnieć pierwszego przewodniczącego Rady Tadeusza Bigusa. To był idealny przewodniczący na tamten czas. Potwierdzali to ówcześni wojewodowie mówiac ,że mamy najlepszego przewodniczącego w całym województwie gdańskim. Był dla mnie wielkim wsparciem. Przez cztery kadencje miałem wspaniałego zastępcę- Marylę Byczewską. Była nauczycielem akademickim , ale wiedziała też na czym polega samorządność. Należy tu wspomnieć innych przewodniczących jak choćby Janinę Kwiecień czy Lechosława Bolkowskiego- człowieka o wysokiej kulturze osobistej. Po nim był Zbyszek Sychta. Teraz mamy kompetentnego Mirka Kuczkowskiego, z którym dogadujemy się już czwartą kadencję. Chcę wspomnieć też kierownika Kaszubskiego Centrum Medycznego- pana Stanisława Czerwonkę , którego podziwiam za umiejętne łączenie zawodu z funkcjonowaniem struktur samorządowych. Bardzo sobie cenię naszych druhów strażaków. Od kiedy w 1993r ochrona przeciwpożarowa zaczęła podlegać gminie, mówi się ,że strażacy to takie wójtowe wojsko.
Mam w pamięci wiele osób które odeszły od nas . To Zbyszek Jakubowski o którym już mówiłem, to Kazik Wenta , pani Danka Tandek – wieloletnia dyrektor szkoły w Gowidlinie czy radny Edmund Lewicz. Długo mógłbym jeszcze wspominać. Każdy radny coś wnosił. My staraliśmy się w to wsłuchiwać i wymieniać między sobą racje i wspólnie wybierać najlepsze pomysły.
D.T: Panie wójcie jak Pan to robi ,mówię o zarządzaniu gminą, że Sierakowice wciąż są na topie?
T.K: Nasza gmina wygląda dziś inaczej, ale i Polska wygląda inaczej. Opinia ekspertów mówi ,że reforma samorządowa to jedyna która nam się udała. Ale powróćmy na nasze gminne podwórko. Staramy się wsłuchiwać w potrzeby mieszkańców, ale też ich przekonywać, że czasami warto poczekać. Realizujemy inwestycje po bacznej obserwacji potrzeb w terenie, po konsultacjach z radnymi, czasami sołtysami po zebraniu danych, żeby móc mieszkańcom przedstawić konkretne argumenty. Do sukcesu gminy potrzebna jest też odpowiednia kadra. Ja ją mam. To kilku wybitnych fachowców którzy potrafią dobrze pisać projekty i je obronić. Myślę , że mocno podgoniliśmy cywilizacyjnie naszą gminę. Teraz już przed nami ambitniejsze rzeczy- jesteśmy w trakcie realizacji naszej fabryczki tj. zakładu przetwórstwa odpadów.
Jestem dumny ,że przez ten czas nasza sierakowicka przedsiębiorczość tak pięknie się rozwinęła. Z pospolitego rzemiosła przekształciła się w prężne , duże firmy rozpoznawalne w skali regionu, kraju a nawet świata.
D.T: Na koniec wójcie proszę podzielić się z nami swoimi marzeniami ale i obawami odnośnie gminy.
T.K: Według mnie nam jako samorządowi już niewiele potrzeba. W ubiegłym roku doszedł gaz i jest teraz rozprowadzany po gminie. Potrzeba nam jeszcze linii kolejowej, abyśmy byli już taką naprawdę europejską gminą. Mamy zrewitalizowany dworzec, duże parkingi i czas już na uruchomienie przewozów.
Obawy również są . Z bólem serca muszę stwierdzić ,że nie dopracowaliśmy się jeszcze w pełni społeczeństwa obywatelskiego. Myślałem, że pójdzie to szybciej niż te trzydzieści lat. Może to po części wina samorządów. Ta pierwsza generacja samorządowców już schodzi ze „sceny” , natomiast w nowej jest wiele postaw roszczeniowych. Tak twierdzi wielu włodarzy samorządów.
D.T: Dziękuję za rozmowę.