Spotkali się maturzyści z roku 1971
Rozpoczęli naukę w kartuskim liceum w 1967 r. po zdanej maturze ich drogi rozeszły się. Choć niektórzy uczestniczyli w spotkaniach absolwentów na wcześniejszych etapach, to zdecydowana większość nie widziała się z dawnymi kolegami ze szkolnej ławy 20, a nawet 30 lat. Stąd spotkanie pełne było wspomnień i najróżniejszych emocji.
Pomysł zrodził się w maju 2022 r.
– Na pogrzebie Gienka Stoltmanna, który był moim kolegą z ławki szkolnej przez całe liceum, spotkało się nas 10 osób: Benek, Grucza, Bigus, Wanda Jereczek z domu Machola i jeszcze kilka dziewcząt. Stwierdziliśmy, że warto byłoby spotkać się całą klasą – wspomina Jerzy Kolka.
Zajęło to więcej czasu niż sobie zakładali, ale ostatecznie 18 października br. do spotkania doszło.
Z poznawaniem było różnie. Czasami od progu uśmiechali się, bo twarz była znajoma. Częściej ktoś musiał głośno powiedzieć swoje imię i dopiero wtedy rozjaśniały się twarze. Większość z nich nie widziała się 30 lat, a niektórzy jeszcze dłużej. W sumie zebrały się 22 osoby.
– W klasie maturalnej było nas do końca… nie pamiętam. Z tego 9 osób już nie ma. To jedna trzecia – mówił Bernard Grucza, maturzysta z klasy B.
Po spisaniu naprędce listy, tych którzy odeszli już na zawsze, odmówiono „Anioł Pański” w ich intencji.
Każdy opowiedział o sobie
Kiedy wróciły wesołe tony, ustalono że każdy po kolei opowie co robił po maturze i jak wygląda jego życie dzisiaj. Najczęściej można było usłyszeć, że po maturze były studia, później podjęta praca i rok kiedy przeszło się na emeryturę. Z informacji osobistych najczęściej słyszano ile było dzieci, wnuków i czasami padała informacja o stanie cywilnym.
Okazało się, że wśród zebranych jest trzech lekarzy, kilku inżynierów, jeden były wójt, Kurator Oświaty, kilku nauczycieli i ludzi najróżniejszych zawodów. Wspominano tych, którzy żyją, a nie mogli z racji zdrowia, czy odległości uczestniczyć w spotkaniu. Wśród nich trójka księży.
Część oficjalną spotkania zakończyło wspólne zdjęcie. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że spotkania takie powinny odbywać się częściej, choćby w roku następnym. Przypomniano, że za dwa lata ich ogólniak będzie obchodził 100-lecie istnienia.
Później przy obiedzie toczyły się rozmowy pełne wspomnień z lat szkolnych.
D. Tryzna

Bernard Grucza, uczeń klasy B
Byłem uczniem klasy B, to była mocna klasa i w pewnym momencie byłoby mi bardzo trudno, ale mój starszy brat mówił mi, żebym się nie poddawał. Nie ma się co dziwić, że wyszła z niej trójka księży, trójka lekarzy, a większość osób jest po studiach. Z nauczycieli najbardziej zapamiętałem panią Baranowicz, polonistkę i Kuppera naszego wychowawcę. Pamiętam, jak na rowerze odwiedził wszystkich rodziców. Był też kierownikiem internatu, gdzie ja mieszkałem.
Z wydarzeń z tego okresu najbardziej zapamiętałem odsłonięcie pomnika Partyzantów Gryfa Pomorskiego w Brodnicy Górnej. Towarzyszył temu ogólnopolski zlot harcerski. A ja wtedy byłem harcerzem, a nawet dzięki namowom harcmistrza Zbyszka Saltke wszedłem do władz harcerstwa powiatowego i to mi bardzo pasowało, bo raz w tygodniu musiałem mieć dyżur – dzięki temu mogłem się zwalniać z zajęć własnych w internacie, które były wtedy dla nas dużą dyscypliną.

Tadeusz Bigus, maturzysta roku 1971
Ja urodziłem się na wybudowaniu, daleko od wioski i przyjazd do Kartuz do ogólniaka to był dla mnie wielki świat. Pamiętam jak wstydziłem się kiedy przyjeżdżali do mnie moi najbliżsi i mówili do mnie po kaszubsku. Ten kaszubski był powodem, że przygadywano nam, że jesteśmy ze wsi. Teraz uśmiecham się z tego, bo dzisiaj ja z dumą po całym świecie ten język kaszubski wożę, obnoszę się i będę tak robił do końca.
Nauka w liceum była dla mnie kolejnym etapem uczenia się systematyczności, a nawet powiedziałbym pogłębiania takiej upartości w dochodzeniu do swojego zdania.
Internat, dyscyplina, nauka, no i wspaniali nauczyciele. Ja całe życie będę pamiętał piosenkę od pani Józefowicz, pamiętam panią Baranowicz. Kiedy w czwartej klasie zobaczyła mnie z dziewczyną, którą trzymałem za rękę, kazała mi czytać „Dytyramb na cześć teściowej” Tadeusza Różewicza. Wszyscy się z tego śmiali.
Pamiętam dobrze resztę profesorów: pana Morynia, pana Chrapkowskiego, panią Służycką, no i oczywiście pana profesora Teodora Elasa, nauczyciela łacina i dyrektora. Jeśli chodzi o pana Rajmunda Kuppera to później spotykałem się z nim wiele razy, ponieważ przyjeżdżał do naszej firmy.




