Wywiady

Seria „Rodzina z niebieskiego domu” Natalii Przeździk zachęca do podróży po Polsce

W „Niebieskim domu” bohaterowie poznają Beskid Wyspowy i zakochują się w górach, zdobywając nawet najwyższy szczyt w okolicy – Mogielicę. W „Morskich bałwanach” przejeżdżają wzdłuż całą Polskę, odwiedzają Frombork i zwiedzają Kaszuby. „Na końcu świata” opowiada o odkrywaniu uroków Beskidu Niskiego, dawnych ziem Łemków. Natalia Przeździk, mama szóstki dzieci i autorka książek dla dzieci z serii „Rodzina z niebieskiego domu” udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych!

„Niebieski dom” jest na rynku zaledwie od kilku miesięcy, a już podbił serca dzieci – i rodziców! – w całej Polsce. Nie inaczej sprawa ma się z wydanymi tuż przed wakacjami „Morskimi bałwanami”. Teraz czytelnicy mają okazję poznać „Na końcu świata”, trzecią część przygód zwariowanej rodzinki z niebieskiego domu. Skąd pomysł na takie książki?

Z życia. (śmiech) W 2018 roku, gdy byłam mamą czwórki dzieci z piątym w ciąży, spędziłam z dziećmi cudowne wakacje w Szczyrzycu w Beskidzie Wyspowym. Mąż nie mógł jechać z nami, ponieważ akurat był zajęty remontami w naszym domu. Mogłoby się wydawać, że będąc sam na sam z gromadką dzieci, wrócę nie wypoczęta, a umęczona. Nic bardziej mylnego. To był cudowny czas: mieszkaliśmy w domu z sadem, wędrowaliśmy po okolicy, chodziliśmy na lody, świetnie się bawiliśmy. I po powrocie do domu po raz pierwszy zakiełkowała we mnie myśl, że chciałabym to opisać. Trochę dla swoich dzieci na pamiątkę, trochę po to, by w ciemne, jesienne wieczory wrócić wspomnieniami do tamtych cudownych chwil, a trochę dlatego, że na rynku wydawniczym brakowało mi właśnie takiej pozycji dla dzieci: ciepłej, spokojnej, bez moralizowania, bez niepotrzebnych zagadek kryminalnych czy magicznych mocy, a jednocześnie zabawnej, wciągającej, odkrywającej uroki Polski.

No właśnie, motyw podróży jest bardzo ważny w tej serii. Twoi bohaterowie dużo podróżują: przemierzają szlaki Beskidu Wyspowego („Niebieski dom”), jadą nad morze, przy okazji zwiedzając Kaszuby („Morskie bałwany”), a także odkrywają tajemnice Łemkowszyzny („Na końcu świata”). Czy piszesz o tym, co znasz, czy raczej o tym, o czym marzysz?

Nie umiałabym pisać o czymś, czego nie znam. Myślę, że ten fałsz dałoby się łatwo wyczuć. We wszystkich miejscach, które opisałam i opisuję – bo seria o rodzinie z niebieskiego domu wciąż się rozrasta – byłam osobiście. Czasem niedawno, z rodziną, a czasem są to miejsca, które poznałam jeszcze w dzieciństwie i za którymi tęsknię. Tak było na przykład podczas pisania o „Końcu świata”, czyli trzeciej części, która właśnie ukazała się na rynku. Została utkana z tęsknoty za Beskidem Niskim, do którego często jeździliśmy z rodzicami, gdy byłam dzieckiem. Podczas pisania zatęskniłam jeszcze bardziej, do tego stopnia, że w ubiegłoroczne wakacje pojechaliśmy tam z własnymi dziećmi. Mogłam skonfrontować własne wspomnienia ze stanem rzeczywistym. Miałam też okazję przeżyć nowe przygody i obserwować reakcję własnych dzieci podczas wędrowania tamtejszymi szlakami, zwiedzania cerkwi, poznawania kultury i historii Łemków. Po powrocie odświeżyłam „Na końcu świata” właśnie o te nowe momenty. Ważne jest dla nas, żeby zwiedzając kolejne zakątki Polski, poznawać miejscowe zwyczaje, kulturę, zabytki. Warto też poznawać nowych ludzi i odnosić się do nich z szacunkiem. O tym również są moje książki.

Niektórym nie mieści się w głowie, że można zabrać w podróż sześcioro dzieci i nie zwariować…

Owszem, czasami jest trudno, ale my to lubimy i lepiej się czujemy w trasie niż tkwiąc w tym samym miejscu. Jesteśmy rodziną, która dużo podróżuje. W tym roku po raz pierwszy z szóstką dzieci na pokładzie przejechaliśmy całą Polskę: od Krakowa, gdzie mieszkamy aż po Bałtyk. I było fantastycznie! Po raz kolejny zwiedziliśmy ukochany Frombork, odkryliśmy Tczew, spacerowaliśmy po Kartuzach, zachwyciliśmy się Wejherowem, w Gdańsku zobaczyliśmy mnóstwo ciekawych miejsc, kąpaliśmy się w kaszubskich jeziorach, spędziliśmy tydzień w Białogórze nad morzem… Z tych wszystkich przeżyć rodzi się kolejna część o rodzinie z niebieskiego domu. Mam nadzieję, że kiedyś uda się ją wydać, wszystko zależy od powodzenia poprzednich części. Póki co nie ciągnie nas do wyjazdów za granicę – przecież Polska jest taka piękna, różnorodna i ma nam tyle do zaoferowania!

Mówisz, że Wasze przeżycia wakacyjne są inspiracją do tworzenia kolejnych historii. Czy zatem twoje dzieci to pierwowzory Daniela, Pawełka, Łucji, Emilki, Mikołaja i Zosi?

I tak, i nie. Szanuję prywatność moich dzieci i nie opisałabym ich prawdziwego życia. Ale nie przeczę, że moje dzieci są dla mnie inspiracją. Niektóre wydarzenia, dialogi, zabawne gagi wydarzyły się naprawdę. Inne są wytworem mojej wyobraźni. Podobnie jak mama opisana w książce jest tylko imitacją prawdziwej Natalii Przeździk. Ma moją spontaniczność i luz, ale w wielu sytuacjach zachowuje się inaczej niż ja bym się naprawdę zachowała. 

A jaka była reakcja Twoich dzieci na wiadomość, że mama została pisarką?

Bardzo pozytywna. Moje dzieci są moimi pierwszymi recenzentami. Czytam im to, co piszę i gdy mówią: „Mamo, to jest świetne, pisz dalej!”, czuję ulgę. Gdyby im się nie podobało, wiedziałabym, że to nie ma większego sensu. Widzę, że opinie moich dzieci pokryły się z opiniami innych czytelników. Piszą do mnie rodzice, że ich dzieci pochłonęły książkę w jeden dzień, że utożsamiają się z bohaterami, że śmiały się i wzruszały. To daje mi ogromny zastrzyk energii i poczucie, że to, co robię, jest ważne i potrzebne.

W jaki sposób pracuje matka wielodzietna, która do tej pory zajmowała się wyłącznie domem i dziećmi, a potem niespodziewanie rozpoczęła karierę pisarską? Pisanie pochłania wiele godzin, do tego dochodzi żmudna redakcja, praca pod presją czasu, deadliny… Czy zamykasz się w pokoju z nadzieją, że za ścianą dzieci się nie pozabijają?

Na początku pisałam nocami. Wyrywałam tę godzinę, dwie lub trzy ze snu i tworzyłam swoje opowieści. Później wprowadziłam metodę, że gdy mówię dzieciom: „uwaga, teraz mama pisze”, to dzieci wiedzą, że w tych momentach się mamie nie przeszkadza. Mam ich wciąż na oku, ale na szczęście potrafią sobie świetnie zorganizować czas. Uroki posiadania kilkorga dzieci są takie, że nigdy nikomu nie brakuje kompana do zabawy, ponadto w sposób naturalny bez zmuszania, a wręcz z radością starsze dzieci opiekują się młodszymi. Młodsze dzieci są zachwycone starszym rodzeństwem, a starszym podoba się rola mentora. Ja mam wówczas chwilę dla siebie, gdy mogę usiąść i pisać.

Wspominałaś, że powstają kolejne części o rodzinie z niebieskiego domu. Zdradzisz coś więcej? I czy czytelnicy mogą się spodziewać, że oprócz przygód zwariowanej rodzinki napiszesz jeszcze inne historie?

Pomysłów jest całe mnóstwo. Napisałam już łącznie pięć książek o rodzinie z niebieskiego domu, między innymi opowieść bożonarodzeniową na Podhalu oraz wiosenno-wielkanocną, której akcja dzieje się w naszym rodzinnym Krakowie oraz w beskidzkim niebieskim domu. W trakcie pisania jest część szósta: o odkrywaniu Gór Świętokrzyskich oraz siódma, w której bohaterowie znów zwiedzają północne rejony Polski, między innymi Warmię i Mazury. Napisałam też powieść dla dzieci o Hani, zalęknionej dziewczynce i o jej samotnej mamie, które wyjechały we dwie na wakacje i uczą się, jak rozwijać swoje skrzydła. Krystalizuje mi się też w głowie powieść dla dorosłych. Wszystko jest teraz w rękach wydawnictwa. Mam jednak nadzieję, że dzięki Bożej pomocy moje powieści ujrzą światło dzienne i będą mogły nieść czytelnikom światło nadziei.

I tego z całego serca życzę! Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Daria Kaszubowska

Komentarze