Dariusz Tryzna: Za kilka dni będziecie obchodzić jubileusz działalności Towarzystwa Miłośników Kartuz. Trzy dekady za nami…
Tadeusz Moryń: 30 lat – i dużo i mało. Przez 26 lat stanowisko przewodniczącego pełnił Pan Leon Brillowski. Niesamowity szmat czasu. Ja jestem dopiero drugim przewodniczącym w historii towarzystwa. Mogę jedynie chylić czoła przed tak olbrzymią ilością działań i czasem działalności mojego poprzednika.
Dodam jeszcze, że wielu członków, którzy byli w tamtym zarządzie już nie żyje. Wymienię m.in. Stanisława Kobielę, prowadził kronikę TMK (Towarzystwo Miłośników Kartuz – przyp. Red.). Do dzisiaj naszym skarbnikiem jest Jan Bladowski. Wykonuje swoje obowiązki niezwykle skrupulatnie i nie wiem, czy ktokolwiek na jego miejscu byłby tak dokładny. Nie tylko pełni rolę skarbnika, ale także dumnie reprezentuje nas ze sztandarem. Zdrowie już nie dopisuje, ale czujemy tę miłość i oddanie dla TMK. Byłoby chyba „śmiertelnym ciosem” gdybyśmy mu to zabrali. Na obchody naszego 30-lecia także będzie z naszym sztandarem. Muszę tutaj wymienić także Bernarda Klinkosza.
Jesteśmy dumni z tego, że Towarzystwo Miłośników Kartuz zostało założone. Co warto wspomnieć, pielęgnujemy i co roku
D.T: Panie przewodniczący, nie bez powodu jesteśmy tutaj, na deptaku, tuż obok ławki asesora. Wiem, że w stworzeniu tego zakątka towarzystwo też miało swój udział. Czy to właśnie na takich działaniach się skupiacie ?
T.M: Wszystko, co służy, aby miasto funkcjonowało lepiej i pięknie wyglądało jest w kręgu naszych zainteresowań.. Nie tylko fizycznie coś poprawiamy, ale także mamy wgląd do dokumentacji.z takimi projektami związanych.
Mieliśmy duży wpływ w program rewitalizacji Kartuz. Dajmy na przykład projekt ścieżki rowerowej dookoła jeziora Klasztornego w Kartuzach. Patrzymy na niego, zastanawiamy się i nagle nasz pani sekretarz mówi: „Ja jeżdzę na rowerze i powiedzcie mi, gdzie tutaj są stojaki na rowery? Gdzie mam go zostawić?”. Niby taki drobiazg, ale faktycznie projektant zapomniał. Taka jest właśnie nasza rola. Piękno składa się z piękna wielu drobiazgów.
Ale to nie tylko opiniowanie.My realizujemy konkretne działania. Chcę się pochwalić, że od początku naszej działalności, od 30 lat organizujemy przez ten czas konkurs „Czystość, ład, porządek”.
D.T: Jak wygląda praca TMK?
T.M:Mój zarząd to praktycznie sami „działacze”, indywidua, ale razem tworzą niesamowitą wartość dodaną. To właśnie od nich wypływają pomysły i inicjatywy. Akceptacja ich należy do mnie.Często jednak decyzje podejmujemy gremialnie.
Co do działań? Ja daję do tego wolną rękę. Znajdź ludzi, chcących realizować ten pomysł i działaj!
To wystarczy. Bo mówimy o bardzo odpowiedzialnych ludziach i pomysłach. Gdy dzielą się nim z nami to znaczy, że jest to pomysł przemyślany i z przekonaniem chce go zrealizować.
Życzyłbym sobie, że w przyszłorocznych wyborach to właśnie ten „aktyw” stanowił zarząd. Jeżeli go zmodyfikujemy, to żeby chociaż w komisjach były osoby aktywne.
D.T: Omówiliśmy zarząd, a czy poza nim jest w towarzystwie „długa ławka” osób do działania?
T.M: Z roku na rok, ta „ławka” się wydłuża, co nas niesamowicie cieszy. W tej kadencji, czyli od 2015 roku, przybyło nam ok. 20 nowych członków.
Co ważne, nie są to członkowie tylko do składek. Wiele pomysłów nie jest zależne od tych pieniędzy, ale od osób zaangażowanych, pełnych energii. Pieniądze można zdobyć od sponsorów, czy z dotacji. Od początku działalności realizujemy i kontynuujemy wiele działalność od wielu lat, ale także wprowadzamy wiele nowych. Do tego dochodzi również niezwykła współpraca z Towarzystwem Miłośników Polanicy Zdrój. Jest ekscytująca, bo tak odległa. Często śmieję się, że gdyby byłoby to towarzystwo za miedzą, to nie było tak ciekawie, jak tutaj dzięki dzielącej nas odległości. Wymieniamy się doświadczeniami, odwiedzamy się i uczymy się od siebie.
D.T: Młode pokolenie ma czas na działalność w TMK?
T.M: Ci młodsi nie mają tyle czasu, co my. (śmiech). Ubolewam nad tym, ale takie mamy czasy. Są wiecznie zagonieni, zalatani. Owszem, chętnie pomagają i włączają się w wiele inicjatyw, ale patrzą trochę na tą „starą wiarę”.
D.T: Wiadomo, że niemal każde działanie kosztuje. Skąd bierzecie na to pieniądze?
T.M: Bez pieniędzy się nie da. Nasze pomysły i nasze inicjatywy, kreatywność ma swoje przełożenie na programy i projekty, czyli fundusze zewnętrzne. Tutaj spotykamy się z uznaniem, zarówno powiatu, jak i gminy. Wszystko co robimy, służy miastu, więc cokolwiek chcemy upiększyć a mieści się ramach możliwych funduszy to próbujemy to realizować.
Często też możemy liczyć na wsparcie mieszkańców naszego miasta, niekoniecznie tylko członków towarzystwa. Wielokrotnie pomagają nam i pytają, gdzie i kiedy mogą jeszcze pomóc. Właśnie na tym nam zależy. Towarzystwo Miłośników Kartuz powstało naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców tego miasta i chcemy działać dla nich.
Członkami towarzystwa są również przedsiębiorcy. Jeżeli nie są wstanie aktywnie nam pomóc w realizacji danej inicjatywy, to sami pytają „jak wam pomóc?”, „ile potrzeba?”. Wiedzą i są świadomi ile chcemy zrobić i jak bardzo jest to ważne dla miasta. Chcą być tego częścią.
D.T: Czy Wasza działalność jest dostrzegana przed samorząd, parafię, czy też inne struktury działające na terenie miasta?
T.M: Nawet bardzo. Tego przykładem jest fakt, że samorząd gminny na nasz wniosek, pozwolił nam zająć się parkiem przy kolegiacie. Oczywiście we współpracy z fachowcami przy tej inicjatywie. Zarówno burmistrz, jak i radni zaakceptowali, a nawet zachęcili do tego wysiłku, aby tym parkiem się zająć.
W samej inicjatywie bardzo pomogły nam też dzieci ze szkół. Zasadziliśmy tysiące sadzonek, kwiatów, rozsypaliśmy kolorową korę etc. Sami nie dalibyśmy rady. To, co zrealizowaliśmy jest wynikiem wspólnej pracy i społeczeństwa i Towarzystwa Miłośników Kartuz.
Nasi samorządowcy docenili to i zaproponowali, aby park przy kolegiacie, nazwany został imienia Towarzystwa Miłośników Kartuz. Myślę, że to właśnie to wspólne zaangażowanie społeczne wielu ludzi, mieszkańców miasta sprzyjało tej uchwale. Zapracowaliśmy na to imię swoją ciężką pracą i jesteśmy z tego dumni.
Tutaj bardzo dziękujemy ks. Piotrowi Krupińskiemu, który niezwykle nam pomógł, aby to miejsce było godne, w końcu jest w sąsiedztwie tak niezwykłe miejsca, jak kolegiata. To była bardzo miła współpraca i ukierunkowało to nam wygląd tego parku. Powstał tam m.in. przepiękny pomnik mnicha, a na święta stoi choinka, gdzie w ubiegłym roku rozdaliśmy dzieciom pluszaki.
D.T: Co nazwałby Pan sukcesem tej kadencji?
T.M: Jesteśmy dumni z tego, że zabraliśmy Gdańskowi miano Stolicy Kaszub. To nie było łatwe. Na otwarciu pierwszego „witacza” Kartuz, jako Stolicy Kaszub, obecni byli także nasi przyjaciele z Polanicy Zdrój, a także władze samorządowe gminne i powiatowe. To nie była łatwa walka. Oparta została o prawdę historyczną. Poprosiłem wcześniej o materiały, na bazie której twierdzi się, że Gdańsk jest Stolicą Kaszub. Dostałem je, przeanalizowałem i okazało się, że to nie Gdańsk, a Kartuz mają prawo do tego tytułu. Wtedy to doszliśmy do porozumienia i śp. Paweł Adamowicz uznał, że Gdańsk to historyczna stolica Kaszub, a Kartuzy geograficzna.
Planujemy także z naszym dziedzictwem kulturowym do Brukseli dojechać, ale na razie nie mogę zdradzić więcej szczegółów. Mam nadzieję, że nam się to uda.
D.T.: Dziękuję za rozmowę.