O trudnych momentach przekształcania socjalistycznego przedsiębiorstwa w spółkę akcyjną, walce o pozycję na rynku, o kondycji firmy w czasach pandemii i recepcie na sukces w biznesie, z prezesem Przedsiębiorstwa Drogowo-Mostowego „Dromos” Sp. z o.o., Henrykiem Pietrasem, rozmawia Dariusz Tryzna, redaktor naczelny.
Dariusz Tryzna: Rok 2020 był dla wielu przedsiębiorstw bardzo trudny. Epidemia koranawirusa spowodowała, że wiele z nich wegetowało na granicy opłacalności albo nawet upadało. Jak udało się przeżyć ten rok w firmie, której jest Pan prezesem?
Henryk Pietras: Odnosząc się do naszej kondycji z roku 2020, trzeba by to porównać z poprzednimi latami, zwłaszcza z rokiem 2019 i 2018. Te dwa poprzednie lata, to był okres bardzo dobry, zarówno jeśli chodzi o przychody jak i o zyski. Natomiast rok 2020 był już gorszy. Nastąpiło zmniejszenie przychodów i wynik finansowy jest mniej korzystny. Kwoty przetargowe w branży drogownictwa spadły, co odbiło się na naszym wyniku. Jednak porównując się do branży turystycznej czy gastronomicznej, to nie możemy narzekać. Mimo epidemii koronawirusa można było mimo wszystko bezpiecznie przetrwać. Marża w drogownictwie nie jest tak wysoka jak w budownictwie. Wynosi tylko kilkanaście procent, a w roku 2020 zmniejszyła się do poziomu poniżej 10 proc. A pamiętać należy, że aby firma się rozwijała i istniała na rynku, to ta marża powinna oscylować w granicach minimum 8 proc. Wykonywanie podtrzymujących istnienie firmy zadań, na których nie osiąga się zysku, licząc, że odrobi się to przy kolejnych zleceniach, jest szybką drogą do upadku. Dlatego tak mamy obliczone kalkulacje, żeby z każdego kontraktu mieć minimalny choćby zysk.
D.T.: Z punktu widzenia samorządowców, w roku 2020 była lepsza sytuacja, bo mogli wykonywać wiele zadań taniej niż w latach poprzednich.
H.P.: Z naszego doświadczenia uczestnictwa w przetargach wynika, że faktycznie ceny w roku 2020 były korzystniejsze dla inwestorów.
D.T.: Tym bardziej że mamy teraz taki okres, że pieniądze unijne z poprzedniej perspektywy programowej już się skończyły a nowych jeszcze nie ma. Dlatego ratunkiem dla takich firm jak Dromos są środki z programów rządowych, np. z Funduszu Dróg Samorządowych.
H.P.: Faktem jest, że bez tych pieniędzy od wojewody czy marszałka województwa, ciężko byłoby nam przetrwać. Głównym źródłem pozyskania kontraktów są samorządy powiatowe czy gminne. Dysponujemy pieniędzmi, które są na rynku w dyspozycji tych samorządów. To jest niemal całe nasze źródło utrzymania.
D.T.: Jakim potencjałem musi w dzisiejszych czasach dysponować firma, aby wygrywać przetargi i jak by Pan porównał ten potencjał do okresu, kiedy wchodziliśmy do UE?
H.P.: Po reorganizacji drogownictwa, które w 1989 roku nastąpiło i podziale Rejonów Dróg na zarządy powiatowe i wojewódzkie z wyodrębnieniem przedsiębiorstwa państwowego, to ten potencjał przedsiębiorstwa, które wtedy powstawało z tym co osiągnęliśmy dzisiaj, to jest jak porównanie ziemi do nieba. My po tym podziale, nie byliśmy w stanie konkurować z firmami, które przyszły z potężnym kapitałem obcym. Tamte firmy sprzętowo wyprzedzały nas przynajmniej o epokę. Trudno nam było przebić się zarówno technologicznie jak i sprzętowo i konkurować z nimi jak równy z równym.
D.T.: W którym miejscu i w jaki sposób nastąpił zatem ten przełom, po którym staliście się konkurencyjni?
H.P.: Przede wszystkim to nie poddaliśmy się. Ze wszystkich firm w regionie powstałych na bazie Rejonu Dróg, został tylko Dromos. Założyliśmy spółkę akcyjną, sprywatyzowaliśmy się, weszliśmy w nowe rynki, nowe obszary działania. Lata 90-te ubiegłego wieku, to był taki okres poznawania kapitalizmu, uczenia się jak należy pozyskiwać kontrakty i z roku na rok, stanowiliśmy coraz mocniejszą drużynę. Kupiliśmy nowy sprzęt, zmodernizowaliśmy wytwórnię w Mojuszu, która zagwarantowała technologię na wysokim poziomie i automatyzację procesu produkcyjnego. Rozszerzyliśmy kadrę techniczną i dysponujemy wieloma pracownikami posiadającymi uprawnienia do kierowania robotami drogowymi. Zwiększyliśmy też zakres terytorialny naszych działań. Ślady naszych robót widoczne są nie tylko w naszym regionie, ale także w Chojnicach, Miastku czy Słupsku. Przez pierwsze lata nasza spółka w ogóle nie wypłacała dywidendy, tylko wszystko szło na rozwój techniczny firmy.
D.T.: Jaka jest zatem dzisiaj pozycja Dromosu na rynku?
H.P.: Nie jest źle, ale na pewno nie mamy monopolu. Musimy rywalizować o kontrakty jakością robót, gwarancją, zaufaniem. Ale zwrócić chciałbym uwagę na nieco inny aspekt. Uważam, że taka firma drogowa posiadająca lokalizację w powiecie kartuskim, jest tu potrzebna i pożądana. Jedna taka firma jak nasza jest w powiecie niezbędna, żeby zapewnić samorządom zaufanego wykonawcę robót drogowych, na które ten samorząd otrzymuje środki z zewnątrz. A wracając do samooceny, to powiem nieskromnie, że z punktu widzenia rzetelności wykonywanych zadań, we wszystkich lokalizacjach, w jakich się pojawiamy, wszędzie zbieramy najwyższe oceny.
D.T.: Pewnie jest w tym zasługa Pana jako prezesa, tylko przez skromność przemilcza Pan swoje zasługi?
H.P.: Przyszedłem do Rejonu Dróg Powiatowych w 1979 r. i właściwie pracuję od tamtej pory ciągle w jednej firmie. Najpierw byłem zastępca kierownika w Łączynie, później zostałem zastępcą dyrektora w Rejonie Dróg, następnie jak została przeprowadzona reorganizacja Rejonów na zarządy i przedsiębiorstwo, zostałem dyrektorem przedsiębiorstwa, później prezesem spółki akcyjnej i w końcu prezesem spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Cały czas na stanowiskach kierowniczych. Dzisiaj nasza firma Dromos jest w prostej linii spadkobiercą Rejonu Dróg Publicznych. A od czasów reorganizacji cały czas towarzyszy mi ten sam główny księgowy oraz wiceprezes, którzy wzorowo trzymają w ryzach nasze sprawy z tego zakresu działalności i są ludźmi godnymi najwyższego zaufania.
D.T.: Rozumiem, że doświadczenie, konsekwencja, uparte dążenie do sukcesu, ambicja, odpowiedzialni współpracownicy i załoga firmy, to są te atrybuty i walory, które Pana zdaniem zbudowały dzisiejszą markę lokalną, jaką jest Dromos?
H.P.: Sukces firmy zależny jest od wielu czynników. Nie wszystkim udało się rozwinąć po roku 1989, zgodnie z planami i oczekiwaniami. Ale jeśli nie myślało się tylko o osobistych i partykularnych interesach, to można było w Polsce osiągnąć sukces. I tym sukcesem dzielimy się ze społeczeństwem. Bo nasza spółka to nie tylko 90 osób. To nie tylko sponsorowanie sportu czy sfery hospicjów. To są także rodziny pracowników, to są firmy współpracujące i kooperujące. Razem jest to kilkaset osób, które zależne są jakoś od naszej działalności i naszego sukcesu. Jeżeli jest wola lidera firmy, że idziemy razem, że chcemy przetrwać i osiągnąć sukces, to jest nadzieja, że ten sukces zostanie osiągnięty. A jeśli jeszcze ten lider otoczony jest ludźmi, na których może polegać, to powstanie taka ekipa, która poradzi sobie w każdych warunkach. Ja miałem i mam to szczęście, że takich niezawodnych, oddanych ludzi mam wokół mnie do dzisiaj. Nigdy się na nich nie zawiodłem.
D.T.: To wzruszająca historia pokazująca dzieje jednej tylko firmy z naszego regionu w trudnym okresie końcówki socjalizmu, zmian ustrojowych i początków kapitalizmu. A jak na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat przebiegał w drogownictwie przełom technologiczny, techniczny, sprzętowy. Czy ta technologia rzeczywiście tak poszła do przodu, że jakość budowanych dróg jest diametralnie inna niż dawniej?
H.P.: Na pewno mamy większą kontrolę jakości produkowanej masy bitumicznej i znacznie lepszy sprzęt. Dysponujemy też bardziej wykwalifikowaną kadrą inżynieryjno-techniczną, która bez problemu radzi sobie z najwyższymi wymogami. Niewątpliwie na jakość budowanych dróg wpływ wywierają inwestorzy, którzy mają coraz większe wymagania, oraz nasz nadzór, który pilnuje, aby wszystko było wykonane tak, jak zapisane jest w dokumentacji przetargowej.
D.T.: A jakie plany ma Dromos na najbliższą przyszłość?
H.P: Chcemy systematycznie się rozwijać i przy tej okazji powiem, choć brzmi to może niewiarygodnie w tym trudnym okresie pandemii, ale nie tylko utrzymaliśmy zatrudnienie w roku 2020, lecz jeszcze je zwiększyliśmy i stać nas było dodatkowo na podwyżki dla pracowników. Generalnie nie mamy ambicji stać się oddziałem ds. autostrad i dróg ekspresowych. Zamierzamy tylko bazować na rynku lokalnym i powtórzę raz jeszcze, że taka firma jak nasza jest potrzebna, gdyż może dojść do takich sytuacji, że te wielkie firmy z centralą za granicą, nie będą chciały robić mniejszych zadań w powiatach albo zamkną tu działalność. Uważam nawet, że to samorządy powinny być zainteresowane, żeby taką jedną firmę w powiecie utrzymać ze swoich pieniędzy. Na dowód mogę przytoczyć sytuację z Bytowa, gdzie nie ma takiej firmy, która mogłaby kłaść nawierzchnię bitumiczną i dyrektor zarządu dróg powiatowych twierdzi, że błędem było to, że nie poczyniono starań, aby taką firmę utrzymać przy życiu. Poza tym chcemy przeczekać tę pandemię i wtedy zobaczymy co dalej.
D.T.: Dziękuję za rozmowę