Rolnictwo Wideo Wokół nas Wywiady

Region. Protesty rolników. Walczą o przyszłość polskiego rolnictwa

Za nami kolejny wtorek rolniczych protestów. Najważniejszy z nich miał miejsce w Gdańsku. Towarzyszyły mu protesty w Przodkowie i Nowej Karczmie. Rolnicy protestują, gdyż nadal nie została wyjaśniona sprawa importu tanich produktów rolnych z Ukrainy i Zielonego Ładu. W tym drugim problemie mają poparcie rolników z całej UE.

Rolnicy wyszli na ulice, aby wyrazić swój niepokój i sprzeciw wobec polityki rolnej, która ich zdaniem nie uwzględnia specyfiki krajowego rolnictwa. Był to już czwarty protest, a rolnicy nie zamierzają zakończyć walki, dopóki ich postulaty nie zostaną wysłuchane.

Głównym punktem sporu jest niekontrolowany import z Ukrainy oraz ograniczenia produkcji roślinnej i zwierzęcej, które według rolników prowadzą do niekorzystnej konkurencji i zagrażają lokalnemu rynkowi. Rolnicy domagają się zmian w polityce rolnej, które uwzględnią potrzeby krajowego sektora rolnictwa, oraz mniej biurokratycznych procedur, które ograniczają ich działalność.

Strajkowali w Przodkowie

Tym razem rolnicy zdecydowali się na nietypowy sposób protestu, rezygnując z blokady dróg, ale jednocześnie utrudniając ruch przechodząc przez przejścia dla pieszych.

Jeden z organizatorów protestu w Przodkowie – Mateusz Plichta, podkreśla, że rolnicy nie identyfikują się z ostatnio podpisanymi porozumieniami przez inne środowiska rolnicze i nie uznają ich za wystarczające. Wskazuje również na potrzebę większej liczby i możliwości zmian w Krajowym Planie Strategicznym, aby zapewnić stabilność i rozwój sektora rolnictwa.

Protest w Nowej Karczmie

Nie tylko w Przodkowie, ale także w innych miejscowościach rolnicy wyrażają swój sprzeciw wobec niekorzystnych dla nich regulacji. Rolnicy z powiatu kościerskiego solidaryzują się z kolegami i kontynuują protesty, wierząc, że tylko wspólnym działaniem można osiągnąć pożądane zmiany.

Ryszard Kleinszmidt, przewodniczący Rady Powiatowej Pomorskiej Izby Rolniczej, apeluje do władz o bardziej konstruktywny dialog oraz reakcję na składane przez rolników wnioski i petycje. Jego zdaniem, obecna sytuacja zmusza rolników do protestów na ulicach, aby przyciągnąć uwagę decydentów.

Nastroje wśród rolników są napięte, a obawy przed ewentualnymi wybuchami społecznymi rosną. Jednak rolnicy nie rezygnują z walki i już teraz planują kolejne formy protestu, w tym udział w europejskich demonstracjach w Brukseli. Ich determinacja jest silna, a nadzieja na zmianę polityki rolnej w Unii Europejskiej nie gaśnie.

red.

„Świat który znamy przestanie istnieć”

Z Piotrem Wybranowskim, rolnikiem z Kaszub który pojechał na protest rolników do Gdańska w dniu 20 marca, rozmawia Bogdan Mielnik

Dlaczego jedzie Pan właśnie teraz na protest rolniczy do Gdańska?

Nie po to, żeby utrudniać życie mieszkańcom Gdańska, ale po to, żeby uświadomić im, iż sytuacja jest na tyle poważna, że zagrożony jest ich byt i wszystko co dotychczas było dla nich znane oraz normalne i co gwarantowało im bezpieczeństwo. Sytuacja zaszła tak daleko, że my już nie walczymy o siebie, ale o wszystkich, o cały naród i całą Europę. A zmuszeni jesteśmy do protestów, gdyż rząd nic w tej sprawie nie robi, pozoruje jakieś działania, mydli nam oczy nic nie znaczącymi „ustępstwami” i bierze nas na przeczekanie. Rząd nie walczy o interes polskich rolników i ogólnie nie walczy o polski, narodowy interes.

Czy to oznacza, że także mieszkańcy dużych miast mogą utracić to do czego się przyzwyczaili?

Oczywiście. Jeśli to zielone szaleństwo nie zostanie zastopowane, to bieda i upodlenie dopadnie nas wszystkich. Wielkie koncerny światowe które duszą się od nadmiaru pieniędzy, które dążą do zmonopolizowania rynku żywności na świecie, które mają taką siłę przebicia, że ich lobbingowi nie oprze się żaden unijny urzędnik, doprowadzą do tego, że żywność będzie produkowana wyłącznie przez te koncerny w Ameryce Płd., Nowej Zelandii, Ukrainie czy Australii, gdzie wykupiły miliardy hektarów żyznej ziemi. Tam nie bacząc na wymogi bezpieczeństwa produkcji, będą produkować marnej jakości żywność skażoną chemią i wysyłać ją na cały świat. Przykład obecnego napływu zboża, alkoholu, miodu, owoców miękkich, wyrobów cukierniczych, ziemniaków, mąki, makaronów, itp. z Ukrainy już trwa, czyli ten proces się zaczął. Dzieje się to za przyzwoleniem rządu polskiego i UE.

Mieszkańcy miast pewnie się cieszą, bo mają większy wybór w sklepach.

Jeśli jeszcze nie rozumieją co się dzieje, to niebawem zrozumieją powagę sytuacji. Są to wyroby podłej jakości mogące wywoływać choroby genetyczne i nowotwory. Produkowane są nie przez gospodarstwa ukraińskie, lecz przez te wielkie koncerny które wykupiły połowę ziem z terytorium Ukrainy i które sypią na pola miliony ton chemii, żeby produkty były ładne i dorodne. Tam nie ma żadnych norm bezpieczeństwa produkcji. Uzależnią rządy państw od własnych dostaw zatrutego pestycydami jedzenia i dyktować będą podaż, ceny i łańcuchy dostaw. Jeśli jakiś rząd im się nie spodoba, to podwyższą cenę albo przykręcą kurek z dostawami, narażając całe narody na głód. Co gorsza żywność stanie się towarem luksusowym, bo ci wielcy macherzy od nowego porządku świata, będą dyktować takie ceny, że nie wszystkich będzie na nie stać. A przypomnijmy sobie co działo się w czasie pandemii, kiedy zerwane zostały łańcuchy dostaw. Stanęła produkcja wielu dziedzin gospodarki i do dzisiaj nie została odbudowana.

Ale przecież w takiej Polsce możemy sami produkować żywność, nie bacząc na terror wielkich koncernów i UE?

Ledwo dychamy ale jeszcze coś tam produkujemy, na granicy opłacalności. Jednak kolejne dyrektywy unijne z każdym miesiącem zaciskają nam pętlę na szyi i niebawem ci światowi, zieloni terroryści doprowadzą do tego, że ta produkcja będzie po prostu nieopłacalna. Przecież nikt nie będzie dopłacał do produkcji ziemniaków czy zboża. O hodowli zwierząt nie wspominając.

Co wtedy stanie się z Waszymi gospodarstwami, budynkami gospodarczymi, ziemią?

Będziemy ładnym parkiem narodowym, skansenem, podziwiać będzie można u nas łąki, torfowiska, rozlewiska, bagna, bo część pól będzie zalana, kwitnące lebiodą ugory, lasy które przejmie Unia na własność i będziemy wieść „sielankowe” życie na łonie natury. Przyjeżdżać do nas będą bogaci ludzie ze świata, a my ubrani w stroje ludowe podejmować będziemy ich miodem, tabaką oraz polnymi kwiatami. Będziemy ich oprowadzać po naszej leżącej odłogiem ojcowiźnie a oni podziwiać będą bociany, dzikie gęsi, bobry, jelenie, lisy oraz nasze wyroby rękodzieła artystycznego. I będziemy ich prosić o kilka euro na skażone jedzenie z Argentyny czy Ukrainy za pokaz naszej pięknej krainy.

Ale przecież niemal wszystkie maszyny rolnicze macie w kredytach i leasingach. Jak je będziecie spłacać?

Nie tylko maszyny. Mamy także kredyty obrotowe, celowe na obsianie pól czy na normalne funkcjonowanie. Nie będziemy ich spłacać, bo nie będzie z czego. O to chodzi, żeby doprowadzić nas do bankructwa a naszą ziemię, maszyny i budynki, które były zabezpieczeniem kredytu przejmą banki kontrolowane przez te wielkie koncerny światowe. Zlicytują wszystko za 10 proc. wartości, wywiozą na swoje zagraniczne latyfundia a resztę nasze dzieci, wnuki i prawnuki będą spłacać do końca swych dni. Doprowadzą całe narody do upodlenia, do tego, że świat który znamy przestanie istnieć. To już się zaczęło i to jest ostatnia chwila, dosłownie ostatnia, żeby to zatrzymać. Dlatego potrzebne jest zainteresowanie, zrozumienie, odwaga i solidarność wszystkich ludzi, nie tylko rolników.

Dziękuję za rozmowę.

Komentarze