Powiat kartuski Wywiady

Dwie dekady Kaszubskiego Dyktanda

Z Wandą Lew-Kiedrowską, pomysłodawczynią Dyktanda Kaszubskiego i wieloletnią jego koordynatorką, rozmawiał Dariusz Tryzna, redaktor naczelny.

Dariusz Tryzna: Jest Pani uważana za matkę Dyktanda Kaszubskiego. Skąd wziął się ten pomysł?

Wanda Lew-Kiedrowska: Pomysł rzeczywiście wyszedłode mnie, ale tak szczerze mówiąc, źródło ma on w dyktandzie polskim. W 2001 roku pracowałam w Kaszubskim LO w Brusach i wtedy moi uczniowie zaczęli w miarę poprawnie pisać dyktanda, które im robiłam, aby utrwalić pisownię j. kaszubskiego. Wtedy usłyszałam Krystynę Bochenek, która była inicjatorką dyktanda ogólnopolskiego. Pomyślałam sobie, ,,Skoro jest ogólnopolskie, to czemu nie może być kaszubskie?’’ Z tą myślą poszłam do profesora Brunona Synaka. Był wniebowzięty jak to usłyszał. Tym bardziej, że Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie ogłosiło już rok 2002 rokiem Hieronima Derdowskiego. Mając zgodę tak szacownej osoby, poszłam do profesora Jerzego Tredera, aby poprosić o jego błogosławieństwo. Miałam sporo obaw. Myślałam, że ,,Może on mi to z głowy wybije?’’ Okazało się, że profesor J. Treder też zachwycił się pomysłem. Uzyskałam jego poparcie. Wiedziałam już wtedy, że to dobry pomysł i trzeba nim się zająć.

D.T.: Pomysł to jedno, a realizacja to drugie. Jakie były początki dyktanda?

W.L-K.: Aby go zrealizować, potrzebowałam pomocników. Zaczęłam ich szukać w kręgu przyjaciół. Właśnie wtedy znalazła się w nim Danuta Pioch, koleżanka ze studiów. Myśmy wtedy studiowały pierwszą edycję studium przedmiotowo-metodycznego dla nauczycieli języka kaszubskiego. Została przeze mnie wtajemniczona w pomysł. Pierwsze z pytań, które postawiłyśmy przed sobą brzmiało ,,Gdzie dyktando mogłoby się odbyć?’’. Odpowiedź podsunęło życie. A właściwie rozmowa z profesorem J. Trederem. Pomyślałyśmy, że najlepszym miejscem będzie Uniwersytet Gdański, wszak to jest pałac stosowny dla naszej Królewianki.

Tremy było co niemiara, natomiast pieniędzy żadnych. Mogłam zagwarantować takie nagrody, na ile było mnie stać finansowo. No ale od czego ma się przyjaciół? Poprosiłam, żeby pomogli. Z Brus mieli przyjechać i zatańczyć „Krëbanë”. Ktoś zafundował im transport. W dalszym szukaniu sponsorów pomógł zbieg okoliczności. Na spotkaniu u Andrzeja Młyńskiego zgłosił się dawny znajomy z Gdańska, Stefan Gomowski i zaoferował pomoc finansową – całe 2 tys. zł. Później ktoś inny dał jeszcze jakieś drobne rzeczy. Najważniejsze, że mieliśmy już na nagrody. A w pierwszym dyktandzie były tylko dwie kategorie.

Pamiętam tych, którzy wtedy zwyciężyli. Był to Paweł Szczypta i Alicja Pioch, córka mojej przyjaciółki, która później startowała przez wiele lat. To było wielkie przeżycie dla nas wszystkich, ponieważ było to coś zupełnie nowego.

D.T.: I co Pani Wando, dalej poszło już jak z płatka?

W.L-K.: Każde następne dyktando wnosiło coś nowego. Po kolei Kartuzy, później Wejherowo następnie Żukowo, Puck i tak to się kręciło. Ważne przy dyktandzie są wycieczki i inne atrakcje, które zapewniają organizatorzy – Oddział ZKP danej miejscowości.

Z biegiem lat rozszerzały się kategorie. Na pierwszym była tylko młodzież i dorośli. Później musieliśmy podzielić uczestników na szkoły podstawowe, średnie i dorosłych. Jeszcze później nastąpiły kolejne podziały wśród uczniów szkół podstawowych. Dyktando rozrastało się. Wzrastała liczba chętnych. Zdarzało się, że musieliśmy ograniczyć ich liczbę, bo nie byłyśmy w stanie sprawdzić prac wszystkich uczestników. Nie mogłyśmy iść na żywioł. Zresztą przygotowania do każdego dyktanda były takie niesamowite.

D.T.: Kiedy w organizację dyktanda włączyło się Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie?

W.L-K.: Było w nim od samego początku, jako impreza Oddziału ZKP Stężyca. Ale z finansami i projektem ZG ZKP zaczęło się od V Dyktanda w Żukowie w 2007 roku. Zarząd Główny ZKP przygotował projekt związany z dyktandem, który został zaakceptowany przez ministerstwo. Otrzymaliśmy środki finansowe. Były pieniądze na nagrody, a wiadomo, że jak są pieniądze to wszystko musi być dokładnie rozliczone. Tym właśnie zajęli się specjaliści z Zarządu Głównego. My mogłyśmy wtedy odetchnąć. Zajęłyśmy się bardziej sprawami organizacyjnymi.

D.T.: Na przestrzeni tych dwudziestu lat na pewno wydarzyło się wiele rzeczy. Które z nich utkwiły Pani w pamięci?

W.L-K.: Jest ich kilka. Tych dobrych, przyjemnych i tych trudnych. Na pewno taką chwilą była decyzja włączenia do Gali Dyktanda nagrody za najlepszą maturę z j. kaszubskiego. Grzegorz Szalewski z Wejherowa, sponsorował tę nagrodę. Była to pokaźna kwota 5 tys. zł. Po jego odejściu przez trzy lata jej nie było. Zrobiło nam się trochę żal tych maturzystów. Wtedy Stowarzyszenie Nauczycieli Języka Kaszubskiego postanowiło przywrócić tę nagrodę. Udało się. Przyznaliśmy tyle, ile udało nam się uzbierać. Później pozyskaliśmy sponsora: firmę BAT z Sierakowic. Otrzymujemy pieniążki dużo mniejsze, stąd czasami nam trudno je podzielić, kiedy różnica pomiędzy kolejnymi osobami jest nieduża i trzeba nagrodzić dwóch lub trzech maturzystów.

D.T.: Jak przez te lata ewoluowało dyktando?

W.L-K.: Oczywiście pojawiały się różne pomysły. Myślę, że należałoby tu powiedzieć o jednym z ostatnich. Zrodziła się myśl, aby uczestnicy dyktanda walczyli o tytuł arcymistrza. Wynika to z tego, że jeżeli ktoś zdobył tytuł mistrza w swojej kategorii, nie może w niej startować ponownie, ale może startować w kategorii wyższej. Mieliśmy już takie przypadki, że ktoś był w szkole podstawowej, a wygrywał w kategorii ,,gimnazja’’ itd. Walka co 5 lat o tytuł arcymistrza okazała się stosowna. Na razie mamy trzech arcymistrzów. Jest to Iwona Makurat z Kościerzyny, ale rodem z Klukowej Huty, Eugeniusz Pryczkowski i Elżbieta Bugajna.

Chciałabym tu zaznaczyć, że przez te wszystkie lata niezmiennymi darczyńcami dyktanda są Neclowie z Chmielna. Otrzymujemy od nich ich wyroby: garnki, dzbanki itd. Zdarzyło się raz, że tych nagród nie było i ludzie pytali prawie z płaczem, gdzie talerze od Necla?

D.T.: Tydzień temu zakończyło się tegoroczne XX dyktando i co dalej?

W.L-K.: Tegoroczne, dwudniowe dyktando w Szczecinie było wielkim przeżyciem dla uczestników. Wiem, że niektórzy z nich zaczęli marzyć, żeby tak już zostało. Żeby mogli się spotykać, rozmawiać itd. Co do następnych, to mogę zdradzić, że na Odpuście Kaszubskim w Polanowie propozycję jego organizacji przyjęło Miastko. Została ona zatwierdzona przez prezesa Henryka Telesińskiego. Z kolei w Szczecinie chęć organizacji zadeklarowało Chmielno. Ja mam takie marzenie, żeby 25. edycja dyktanda odbyła się w Brusach, „bo to tam wszystko się zaczęło”. Ale czy do tego dojdzie? Tego nie wiem.

D.T.: Pani Wando, a co dalej z Pani osobą jako organizatorem tego wydarzenia?

W.L-K.: Właśnie podczas tegorocznego dyktanda w Szczecinie oficjalnie zrezygnowałam z funkcji koordynatora. Stwierdziłam, że po dwudziestu latach nadszedł czas aby odejść. Uważam, że powinien pojawić się ktoś inny na moim miejscu. Niech chociaż przez dekadę poprowadzi to przedsięwzięcie. Uważam, że nadal jest to dobra inicjatywa, chociaż dla mnie staje się coraz trudniejsza. Niby tyle lat doświadczenia, a ciągle są nerwy czy wszystko zagra. Chciałabym po prostu odpocząć i być na dyktandzie, ale w innej roli.

D.T.: Dziękuję za rozmowę. 

Komentarze