Samorząd Wywiady

„Interesują mnie sprawy mieszkańców Polski powiatowo-gminnej”

Z Aleksandrem Mikołajem Mrówczyńskim, Posłem PiS na Sejm RP rozmawiał Dariusz Tryzna, redaktor naczelny. 

W ramach spotkań z mieszkańcami Pomorza odwiedził Pan już m.in. Nową Karczmę, Sierakowice czy Żukowo. Jakie wrażenia z tych spotkań? O co pytają ich uczestnicy?

Zacznę od tego, że razem ze mną uczestniczył w nich Mariusz Łuczyk, Wicewojewoda Pomorski. Na spotkaniach byli też radni Sejmiku Wojewódzkiego – Piotr Karczewski, Jerzy Barzowski. Czasami są z nami lokalni włodarze.

Spotkanie składa się z dwóch części. W pierwszej mówimy, czego dokonaliśmy i co chcemy jeszcze zrealizować  dla Polski, dla Polaków. Przedstawiamy wszystko to, co mieści się pod hasłem „Przyszłość to Polska”. W drugiej części odpowiadamy na pytania od mieszkańców. Czas takiego spotkania to 1,5 do 3 godzin w zależności od liczby pytań. Czasami jest tak, że pytający, zanim je zada, przedstawia całą kwestię, padają też konkretne pytania, tak jak na przykład w Sierakowicach, gdzie podnoszono problem budowy sali gimnastycznej – informowałem, że w tej chwili jest Program „Olimpia” Ministerstwa Sportu, który dotyczy infrastruktury sportowej i w którym można uzyskać dofinansowanie w wysokości 70 proc.

Na spotkaniach mieszkańcy dostrzegają nasze dokonania. Ostatnio jeden z uczestników podszedł po spotkaniu i mówi, że tak duża ilość inwestycji w krótkim czasie zrealizowana, nie byłaby możliwa, gdyby nie wielka pomoc rządu. Na pytania  staramy się od razu odpowiadać. W sytuacji, gdy są wątpliwości, prosimy o pisma drogą mailową.

Panie Pośle, wydaje się, że wszyscy Polacy znają wagę programów społecznych, które PiS skutecznie wprowadził i rozwija. Mam tu na myśli planowany dodatek dla sołtysów. Czy w spotkaniach uczestniczą mieszkańcy, którzy negują/podważają dokonania rządu PiS?

Na nasze spotkania przychodzi około od 30 do 80 osób.

Spotkania odbywają się w Polsce Powiatowo- Gminnej. Spotykamy się w stolicach gmin, a często nawet w sołectwach. Byliśmy m.in. w Łęgu w gminie Czersk, Brzeźnie gminie Rzeczenica czy Wąglikowicach w gminie Kościerzyna. Ostatnio odwiedziłem Dziemiany i Lipusz, przedwczoraj Liniewo w powiecie kościerskim, a wczoraj Parchowo w powiecie bytowskim. 

Spotykamy się w sołectwach, gdzie ludzie widzą konkretnie co było do 2015 roku i co teraz jest. Nie trzeba im nic udowadniać. 

W naszych spotkaniach uczestniczą także osoby politycznie przeciwnie, ale ich traktujemy z równych szacunkiem, słuchamy ich. Oczywiście pragniemy, żeby nie zakłócali spokoju spotkań i do tego jeszcze nie doszło, a przecież tych spotkań było prawie dwadzieścia. Było takie spotkanie, gdzie jedna osoba próbowała trochę pokrzykiwać -poprosiliśmy, aby poczekała, kiedy będzie czas na pytania i wtedy będzie miała głos. Rozdajemy też materiały poglądowe, książeczki pod hasłem „Rząd blisko ludzi”. Staramy się być blisko ludzi wsłuchiwać się  w problemy mieszkańców Kaszub, Pomorza. 

Cieszę się, że wszedł Pan w tę przestrzeń. Kaszuby to tereny rolnicze. Dziś rolników gnębi jeden problem. Czy mają siać, gdy rynek krajowy zalało zboże ukraińskie? Czy temu problemowi da się zaradzić?

Wierzę, że tak. Nie znam dokładnych przyczyn i nie chciałbym nic przypuszczać w tym temacie. Widzieliśmy, jak bomby spadały na ukraińskie miasta i wsie i podjęte działania w kierunku zapewnienia eksportu ukraińskiego zboża przez Polskę był wtedy właściwy. To miał być tranzyt przez Polskę, ale tak się do końca nie stało.

Przyczyn tego jest wiele i szukać ich powinno się, uważam, niekoniecznie w kraju. 

Cieszę się, że Unia Europejska w części zrozumiała problem, z jakim przyszło nam się zmierzyć. Te 600 mln zł, które otrzymamy z UE, mam nadzieję, że w jakimś stopniu pomogą sprawie. Ale najważniejsze jest, że rząd szybko zareagował na sygnały rolników. Zadecydowano o zakazie przywożenia do Polski zboża i innych rodzajów żywności z Ukrainy. Na liście produktów jest m.in. cukier, owoce i warzywa, jaja, mięso drobiowe, przetwory mleczne itd.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział również organizację skupu zboża, które zalega w silosach i magazynach za minimalną cenę 1,4 tys. zł. Obiecał również utrzymanie dopłat do nawozów i paliwa dla rolników.

Wspomniał Pan o samorządach. W ostatnich latach nakłady na inwestycje w gminach mocno poszły w górę. To wpływ pieniędzy z programów rządowych. Wydaje się, że większość samorządowców to docenia. Czy tak jest?      

Wszyscy samorządowcy powinni doceniać wielki wpływ środków finansowych na realizację różnych zadań i to nie podlega dyskusji. Jednak tak nie zawsze jest- zwłaszcza w dużych samorządach. Chętnie pozyskują  pieniądze rządowe z Polskiego Ładu, bo można pokazać, że w ten sposób dba się o mieszkańców. W takich sytuacjach zdarza się, że w poniedziałek jest telefon i słowa ,,Panie Pośle, dziękuję”, a we wtorek w mediach jest od tego samorządowca przekaz, że rząd przekazuję za mało pieniędzy np. na oświatę. Na szczęście takich samorządów jest niewiele. 

Jest jeszcze jeden problem. Do samorządów z programów rządowych płyną naprawdę duże pieniądze. Ale uważam, że jest pewna blokada przepływu informacji o tym, bo mediów które nam sprzyjają jest tak naprawdę około 20 proc.- większość to media nam przeciwne. Nie ukrywam, że ze świeczką trzeba szukać w małych samorządach takich mediów, które w sposób transparentny będą przekazywać stosowne informacje.

Nawiązując do tego co Pan powiedział wcześniej, mimo wszystko nie ma chyba dzisiaj włodarza gminy czy powiatu, który nie korzysta z pieniędzy rządowych. Dzięki temu przecież te inwestycje gminne są najtańsze dla budżetu. 

Zaskoczę pana, nie do końca tak jest. Pamiętam, rozmawiałem z włodarzem samorządu, aby rozbudować szkołę, bo dzieci praktycznie nie mają stołówki. Jest ich w szkole 500 i jedzą na cztery zmiany. Miał być zbudowany  łącznik. Wszystko było uzgodnione – z Polskiego Ładu, bo tu dofinansowanie zadania mogło sięgnąć aż 80 proc., a wartość tej inwestycji to 4 mln zł. Burmistrz zrezygnował z tego zadania. Za to rozbudował ulicę, korzystając z Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg, gdzie uzyskał dofinansowanie tylko w 50 proc. 

Są takie sytuacje, w których jeden ze starostów celowo wrzuca ponad 50 mln zł na ścieżki i drogi powiatowe po to, żeby nie dostać tych pieniędzy i mów, że to wina rządu. Potem na spotkaniach mieszkańcy narzekają, że mają zaniedbane drogi powiatowe. Jest to działanie przeciwko mieszkańcom, by nie pozyskać tych pieniędzy od rządu.

Gdy na spotkania przybywa samorządowiec, to ma odwagę podziękować za otrzymane wielkie środki finansowe wspierające rozwój gminy.

Panie Pośle, rozumiem, że dalej będzie Pan spotykał się z mieszkańcami naszego regionu?

Oczywiście, że będą. Część spotkań w powiecie człuchowskim, chojnickim i bytowskim się odbyła. Teraz w planach mamy przede wszystkim powiat kościerski i kartuski.

Będziemy w każdej gminie. Chcemy się spotykać z mieszkańcami. Podkreślam, są to spotkania otwarte. 

Dziękuję za rozmowę. 

Komentarze